Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi starszapani z niewielkiej wsi pod Poznaniem. Z Bajkstatem wykręciłam do tej pory bagatela 59092.11 kilometrów. W terenie bujam się mało i tyle w temacie. Jeżdżę z oszałamiającą prędkością średnią 18.58 km/h i się wcale nie chwalę bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykręcone przed BS:
2011: 5009,92 km,
2010: 4070,83 km
rainbow toursStatystyki zbiorcze na stronę
mapa olkuszaPogoda w Polsce na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy starszapani.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

200-250 km

Dystans całkowity:5307.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:235:58
Średnia prędkość:22.49 km/h
Maksymalna prędkość:57.40 km/h
Suma podjazdów:10214 m
Suma kalorii:6116 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:212.31 km i 9h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
208.79 km 0.00 km teren
09:14 h 22.61 km/h:
Maks. pr.:41.76 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:850 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Do Kostrzyna n. Odrą z Eranis.

Wtorek, 2 maja 2017 · dodano: 10.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
201.00 km 0.00 km teren
09:00 h 22.33 km/h:
Maks. pr.:45.89 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:714 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Nowe Warpno z Eranis.

Sobota, 1 kwietnia 2017 · dodano: 25.04.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
201.27 km 0.00 km teren
08:56 h 22.53 km/h:
Maks. pr.:39.28 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:473 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Wiosenna dwusetka.

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 13.03.2017 | Komentarze 2

Kategoria 200-250 km, Szosa


Dane wyjazdu:
200.10 km 0.00 km teren
09:09 h 21.87 km/h:
Maks. pr.:44.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:515 m
Kalorie: 3035 kcal

Po gminę Drawno.

Sobota, 16 lipca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 24

Długo nie mogłam się zdecydować gdzie i czy w ogóle jechać tym bardziej, że pierwotne plany, z których musiałam zrezygnować, były całkowicie inne. W piątek opracowałam aż 6 różnych tras ale ostateczną decyzję, żeby się ruszyć z dupskiem podejmuję w sobotę rano. Nie ma padać więc warto wykorzystać pogodę. Jadę załatać denerwującą mnie od dłuższego czasu gminną plamę. Do Drawna jakoś nigdy mi nie po drodze. 2 razy przymierzałam się, żeby zaliczyć tę gminę ale jakoś tak nic z tego nie wyszło. Raz, podczas jazdy do Stargardu Szczecińskiego spotkałam Malinę z Choszczna, któremu nie chciało się tam odbijać. W zeszłym roku z kolei, podczas wycieczki ze Stargardu do Krzyża strzeliła mi szprycha w tylnym kole i trzeba było się ewakuować prosto na pociąg a nie zbaczać po jakieś gminy. Dzisiaj to był mój główny cel wycieczki. Wyjazd fajny, mimo że całość trasy pod wiatr to jednak pogoda dopisała. W Wielkopolsce cudownie płasko a w zachodniopomorskim trochę pofałdowanego terenu. Czyli tak jak lubię najbardziej ;)




Dane wyjazdu:
210.00 km 0.00 km teren
09:43 h 21.61 km/h:
Maks. pr.:45.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:636 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Niedzielne kółeczko.

Niedziela, 12 czerwca 2016 · dodano: 13.06.2016 | Komentarze 17

Powinnam ten wpis dać do kategorii "Lipa we wsi". Jechało mi się fatalnie i tyle. Nawet nie chce mi się opisywać. Trasa ładna bo poprowadzona przez najfajniejsze rejony Puszczy Noteckiej ale ogólne samopoczucie do bani nie pozwoliło mi cieszyć się z jazdy. Tyle dobrego, że niedzielki do góry brzuchem nie przeleżałam ;)

Dwie fotki:



Kategoria 200-250 km, Szosa


Dane wyjazdu:
202.88 km 0.00 km teren
08:28 h 23.96 km/h:
Maks. pr.:50.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:667 m
Kalorie: 3081 kcal
Rower:Delfinka

Kostrzyn n. Odrą.

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 11.05.2016 | Komentarze 21

W tę piękną niedzielę udałam się dość spontanicznie do Kostrzyna n. Odrą. Wstępnie umawiałam się z Maciejem (Obisem), którego miałam okazję poznać podczas wycieczki pt. "Wielkopolskie puree",  na wspólny wyjazd, ale coś nie do końca mogliśmy się zgadać odnośnie planów. Ja miałam w sobotę sporo prac "okołodomowych" a popołudniu imprezkę u Najwspanialszych Na Świecie Sąsiadów więc i nie do końca wiedziałam czy w ogóle gdzieś pojadę w dniu następnym ;). W sobotę piszę więc do Macieja, żeby robił swoją trasę bo ostateczną decyzję czy gdziekolwiek jadę podejmę dopiero w niedzielę gdy tylko kogut zapieje ;) i nie chcę go blokować. Gdy dzwoni budzik od razu wiem, że muszę jechać bo usiedzieć w domu na dupsku przy takiej pięknej pogodzie nie zdołam. Szybko wgrywam trasę do GPSa, spisuję pociągi, pakuję klamoty do sakwy i w drogę.

Najpierw kieruję się w stronę Sierakowskiego Parku Krajobrazowego, który wprost uwielbiam. Jedzie mi się cudownie - w końcu jest cieplutko a pola zachwycają kwitnącym rzepakiem.



Po drodze przejeżdżam nawet koło plantacji tulipanów. Cudowny widok (chociaż nie udaje mi się zrobić zdjęcia całości ponieważ jak to mam ostatnio w zwyczaju fotki robię z rąsi).



Dość szybko trafiam do Sierakowa, przez który tylko przelatuję bez zbędnych postojów.



I kieruję się dalej na Międzychód.



Gdzieś w międzyczasie zaczyna wiać w plecy i na liczniku pojawiają się miłe cyferki w okolicach 3 dych ;)



Jaram się wiosną i widokami jak małe dziecko nowymi zabawkami :)





Z Międzychodu lecę znajomą już drogę na Skwierzynę więc prędkość z uwagi na fatalny stan drogi drastycznie spada. Nic mi jednak nie jest w stanie dzisiaj popsuć frajdy z jazdy. Jadę jak jakaś nawiedzona i nawet przy tej okazji prawie kompletnie się rozodziewam ;)



Tymczasem dostaję smsa od Obisa, że za chwilę będzie w Skwierzynie, do której mam dość blisko. Umawiamy się więc na spotkanie tamże. Do samej Skwierzyny docieram ze sporym opóźnieniem i wiejącym szaleńczo wiatrem w twarz.



Tam czeka już na mnie od dobrych 30 minut Obis ;)



Chwilę gaworzymy o tym i owym i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę. Maciej pędzi krajówką na Kostrzyn gdzie obiecuje na mnie poczekać niezależnie od tego, o której tam dotrze, ja dotrę i o której będzie pociąg. Jakie to miłe z jego strony :) Lecę więc po pierwszą nową gminę tego dnia - Przytoczną. Wiatr wieje w twarz a do tego czeka mnie spory podjazd. Za to widoki z górki są wspaniałe. Z reguły unikam takiego sposobu zaliczania gmin, ale Przytoczna nigdy mi nie jest po drodze więc robię dla niej taki wyjątek.



Z Przytocznej wracam do Skwierzyny i przez Deszczno jadę do Gorzowa Wlkp. (nadal z sensowną prędkością ;))



Przejazd przez miasto jest fatalny. W środku dnia ruch jest spory a ja w obcym mieście z reguły nie korzystam ze ścieżek rowerowych. Wydostanie się z miasta (zakończone brukiem, robotami drogowymi, wichurą i wszędobylskim piachem) zajmuje mi sporo czasu. Jak tylko wyjeżdżam na wioski od razu jest mi lepiej na duszy :)



W Nowinach Wielkich wysyłam Maciejowi smsa gdzie jestem, uzupełniam płyny i lecę w kierunku Krzeszyc gdzie w końcu wyjadę na krajówkę, którą z wiatrem dotrę do celu mej małej podróży.
Oczy me napawają się wkrótce widokami okolic Parku Narodowego "Ujście Warty".





Kilka razy zatrzymuję się na zdjęcia ale wiem, że Obis już na mnie czeka kawał czasu więc staram się streszczać ;)





Obiecuję sobie, że na pewno wrócę w te strony i to nie raz. Park ten jest bowiem w moim odczuciu dość nietypowy. Miast gór i lasów, można podziwiać zadrzewienia wierzby i rozległe rozlewiska Warty. Uroku tego miejsca dodaje nieustanny śpiew ptaków i kumkanie żab. Wyłączam power metal w uszach i z nieukrywaną rozkoszą napawam się więc odgłosami tejże fauny :)





Tak. Zdecydowanie muszę tu wrócić. Na dłużej....



W końcu docieram do celu mej wycieczki. Gdy robię pamiątkowe zdjęcia pod tablicą przyjeżdża Obis :) Jakże miłe to z jego strony :)



Do pociągu mamy jeszcze sporo czasu, wystarczająco dużo aby udać się na dworzec, kupić bilety powrotne, zapiekankę i zimne piwko. W końcu po długiej trasie spragnionemu rowerzyście należy się wszystko ;)

Serdeczne dzięki dla Macieja za towarzystwo przydworcowe i w drodze powrotnej oraz trzymanie ręki na pulsie w czasie przesiadki w Krzyżu (szczegóły na jego "blożku" ;)). 

A cierpliwych i wyrozumiałych Czytelników, jak zawsze, pozdrawiam i dziękuję za lekturę :)
Kategoria 200-250 km, Szosa


Dane wyjazdu:
210.30 km 0.00 km teren
09:12 h 22.86 km/h:
Maks. pr.:49.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1074 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Z Sopotu do Bydgoszczy z Marzenką :)

Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 22

Umówiłam się z Marzenką na wycieczkę z Sopotu do Bydgoszczy i w zasadzie cudem ten wyjazd doszedł do skutku. Nastawiam budzik na 4:05 ale zamiast na sobotę ustawiam w telefonie dzień powszedni. Całe szczęście, że telefon mam przy uchu i chwilę po 4 przychodzi mail, który mnie budzi. Szykuję się ekspresowym tempem i lecę pociągiem do Poznania. Tam przesiadka w IC. W komfortowych warunkach docieramy do Sopotu gdzie na dworcu czeka już na nas Magda :)




Najpierw jedziemy na słynny deptak Monciak i molo.













Po sesji fotograficznej udajemy się do Baru Przystań gdzie fundujemy sobie po kawusi i konkretnym kawałku ciacha :)



Na rozmowach czas upływa bardzo szybko. Niestety trzeba się zbierać. Jedziemy jeszcze kawałek w trójkę nadmorską drogą rowerową w kierunku Gdańska. Ładna pogoda to sporo ludzi się tu kręci, zarówno pieszych, rolkarzy i rowerzystów. Aż strach pomyśleć co tu się dzieje w szczycie sezonu.



Żegnamy się Magdą jeszcze w Sopocie i już dalej jedziemy same poinstruowane przez ww. Oczywiście już za chwilę się gubimy ;)



DDRką wlatujemy do Gdańska i udajemy się na Starówkę. Wstyd przyznać ale w Gdańsku jestem chyba pierwszy raz w życiu (jeśli byłam wcześniej to tylko jako mały berbeć ;)). Starówka robi na mnie niesamowite wrażenie i już wiem, że na pewno prędzej czy później zawitam tutaj ponownie.









Wylot z Gdańska mi się dłuży. Jedziemy ścieżkami rowerowymi o dobrej nawierzchni ale często są jakieś rozkopy i trzeba kombinować. Do samego Pruszcza Gdańskiego jest też duży ruch; hałas samochodów wyjątkowo mnie dzisiaj drażni i męczy, abstrahując od tego, że mimo dobrego nastawienia jedzie mi się średnio, żeby nie rzec - kiepsko. Nogi mam jakieś ciężkie i jadę nierówno. Marzenka widzi co się dzieje i dostosowuje tempo jazdy do mnie. Wyrozumiała z niej kobieta :) Dziękuję :)





Następne miasto to Tczew, przez które tylko przelatujemy. Niestety nie udaje nam się zgrać i spotkać z Nefre, do której wysyłam zawczasu prywatną wiadomość. Dziewczyna lansuje się dzisiaj na Green Velo więc trzeba będzie ruszyć tyłek do Tczewa ponownie innym razem ;) Mam nadzieję, że uda się nam w końcu wypić wspólną kawkę :) Za Tczewem ruch na DK91, którą jedziemy (pobocze jest szerokie) uspokaja się. 





Atakujemy Gniew. Miasto to znam jedynie z opowieści mojego kolegi. Pamiętam, że jest tu podobno piękny zamek. Na szczęście z krajówki, którą jedziemy mamy okazję go zobaczyć.



Nasze rowerki wcale się na siebie nie pogniewały i ochoczo pędzą dalej ;)



Za Gniewem robimy postój w restauracji. Na jedzeniu zlatuje nam chyba godzina. Gdy ruszamy na trasę jest już grubo po 17 a na liczniku dopiero 92 km. Trochę mnie to przybija bo o tej godzinie lubię widzieć konkrety. Na szczęście jakoś nagle się ożywiam, nogi zaczynają dobrze kręcić i w końcu możemy jechać z sensowną prędkością :)





Mijamy Świecie i o zmroku wpadamy do Chełmna. Byłam tu ostatnio podczas świąt; tym razem po zmroku miasto (notabene zakochanych) wygląda jeszcze bardziej urokliwie.



Z Chełmna jedziemy boczną drogą do Unisławia i już całkiem po ciemku przez Ostromecko (gdzie pokazuję Marzenie przepięknie podświetlony pałac - kto nie był ma obowiązkowy punkt do zaliczenia. Szczególnie polecam spacer po przypałacowym parku) wlatujemy do Bydgoszczy. Jedziemy główną arterią miasta, która na szczęście o tej porze jest całkiem spokojna. Kto by jednak chciał jechać nią w ciągu dnia ryzykuje życie. Na dworcu meldujemy się z godzinnym zapasem czasu. Dworzec robi na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jest tu nowocześnie i z rozmachem. Szkoda tylko, że wszystko pozamykane bo mam ochotę na gorącą herbatę. Ubieram na siebie wszystko co mam i mimo 5 warstw szybko zaczyna mnie telepać. Sposób na to jest prosty - przytulanki z Kotem i kurtka od poznanego podróżnego :D Bo w życiu ważna jest zaradność :) W Poznaniu jesteśmy grubo po 1 w nocy, pada deszcz i jest cholernie zimno. Ale na dworcu czeka na nas Jurek57, który zawozi mnie do domu swoim autem (jak tylko wsiadam grzeje chłopak na całego :D). 

Serdeczne dzięki dla: Marzenki za wspólną trasę, Magdy za spotkanie i babskie ploteczki, Ola za wskazówki dotyczące trasy i Jurka za pomoc w odstawieniu mej osoby na włościa. O takich przyjaciół warto (i trzeba) dbać :))))

Relacja Kota: KLIK

Zaliczone gminy (14): Sopot, Gdańsk, Pruszcz Gdański - teren miejski, Pruszcz Gdański - obszar wiejski, Pszczółki, Tczew - obszar wiejski, Tczew - teren miejski, Subkowy, Pelplin, Gniew, Nowe, Warlubie, Dragacz, Kijewo Królewskie

Dane wyjazdu:
213.19 km 0.00 km teren
10:02 h 21.25 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1354 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Z Kostrzyna n. Odrą.

Sobota, 19 marca 2016 · dodano: 20.03.2016 | Komentarze 24

Pierwotny plan był bardziej soczysty ale im bliżej weekendu tym bardziej nie chciało mi się nigdzie jechać. W piątek wieczorem przygotowałam sobie jednak profilaktycznie rower, prowiant i trasę a ostateczną decyzję czy w ogóle gdzieś jechać miałam podjąć rano. Budzik nastawiam na 5:30 i jak tylko słyszę jego dźwięk przewracam się na drugi bok. Po 10 minutach drzemki wstaję, chociaż niechętnie. Wystarczyła jednak poranna kawka i od razu nabieram ochoty na wypad. Szybko dopakowuję sakwę, "gpsa" i w drogę. Tym razem jadę z mapą papierową, rozpiską na kartce i awaryjną nawigacją w telefonie ze względu na to, że już drugi raz wysłałam popsutego gpsa do reklamacji. Szybko się człowiek przyzwyczaja do wygody ale bez gpsa też da radę jechać, więc jadę. Kierunek Kostrzyn z przesiadką w Krzyżu Wielkopolskim.


Na miejscu jestem dość późno bo dopiero o 10:18, od razu więc, bez zwiedzania jadę w trasę.



Mijam Park Narodowy Ujście Warty, który z oddali prezentuje się pięknie ale dzisiaj nie czas ani nie ten rower, żeby po nim jeździć. Obiecuję sobie, że jeszcze tutaj wrócę. Wylot z Kostrzyna DK31 na Górzycę pod skośny wiatr ale nóżki dobrze podają więc jadę sprawnie.



I kieruję się na Rzepin.





Podobają mi się te tereny, raz, że nigdy wcześniej tutaj nie byłam, a dwa, że jest tu całkiem sporo fajnych hopek.



Wpadam do Rzepina.



Krótki postój zarządzam w lasach rzepińskich.



I kieruję się na Ośno Lubuskie.



Do samego miasta nie wjeżdżam bowiem dzisiejsza wycieczka nie ma na celu zwiedzania tylko cieszenie się jazdą per se. I dlatego też większość zdjęć robię na rowerze.



Po przymusowym postoju ruszam na Sulęcin.





I docieram do Lubniewic gdzie kręcę się trochę po słynnym już Parku Miłości.















Z Lubniewic kieruję się na Skwierzynę. Docieram do Świniar, które witają mnie brukiem i przez następne 4 kilometry nie chcą pożegnać.



I pomyśleć, że jest to droga wojewódzka. W Puszczy Noteckiej nic mnie już nie zdziwi. Bruk przechodzi w kiepskiej jakości asfalt, łaty i dziury ciągną się kilometrami. 



A w samej Puszczy miejscowość Puszcza, chociaż żadnego domostwa w pobliżu nie widziałam.



Mimo kiepskiej nawierzchni ten odcinek trasy do samego Międzychodu uważam za najładniejszy a w samej Puszczy w szczególności (warto pojechać by obejrzeć starodrzewia ciągnące się po obu stronach drogi). Niestety mam kiepski aparat jak i zdolności do robienia zdjęć nie posiadam więc uroku tych miejsc nie potrafię oddać.

Za Międzychodem powoli zaczyna szarzeć. Gdy docieram do Sierakowa jest już prawie całkiem ciemno. Noc zastaje mnie w Sierakowskim Parku Krajobrazowym i od tego czasu do samego Ostroroga trasa mi się niemiłosiernie dłuży. Z Ostroroga mam już jednak rzut beretem. Wstępują we mnie nowe siły i nie schodząc poniżej 25 km/h pędzę do domku.

Zaliczone gminy (7): Górzyca, Rzepin, Ośno Lubuskie, Sulęcin, Lubniewice, Bledzew, Skwierzyna.
Przewyższenia z gpsies.com (wydaje mi się, że mocno zawyżone).
Kategoria 200-250 km, Szosa


Dane wyjazdu:
239.57 km 0.00 km teren
10:46 h 22.25 km/h:
Maks. pr.:41.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:867 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Lecim na Szczecin :)

Sobota, 5 marca 2016 · dodano: 06.03.2016 | Komentarze 17

Czyli dość spontaniczne odwiedziny u eranis i Michussa :)

A czemu dość spontaniczne? Wyjazd do Szczecina od dłuższego czasu chodził mi po głowie. Czekałam tylko na dogodny wiatr i ziuuu. Do końca tygodnia nie mogłam się jednak zdecydować czy lecieć na Szczecin czy do Kostrzyna bo wiatr co chwilę zmieniał kierunek. W końcu w piątkowy wieczór podejmuję decyzję - Szczecin. I piszę wiadomość do Michała, że zamierzam o 17 stawić się na Głównym z zapytaniem czy mają wraz z Agnieszką czas aby pochłonąć ze mną słynnego już królewskiego bajgla. O 4 rano odczytuję odpowiedź, że mam przybywać, co więcej, że czeka na mnie nawet nocleg !!! O takich rzeczach nie śniłam ale profilaktycznie wrzucam do sakwy gacie na przebranie i szczoteczkę do zębów bo wiadomo, przezorny zawsze ubezpieczony ;) Tym razem decyduję się na wyjazd szosówką, bo raz, że linki w Czesi nadają się do wymiany (a może przerzutki wymagają regulacji???) a dwa nie uśmiecha mi się znowu dygać jak tydzień temu ciężkim klocem. Podsiodłówkę mam w naprawie, a że rama Delfinki posiada stosowne otwory - montuję bagażnik i sakwę wyprawową. Bo w końcu wyjazd do Szczecina to konkretna dla mnie wyprawa ;) Startuję o 5:45, jeszcze o zmroku i w temperaturze mniej więcej +1-2C. Mimo że jest na plusie, od razu marzną mi stopy. Początkowo, do samych Wronek lecę prawie 3 dychy z wiatrem, ale szybko trasa odbija nieco na pn-wschód więc prędkość szybko spada. Trasa, podobnie jak tydzień temu, wiedzie przez samo serce Puszczy Noteckiej. 









Po 6 godzinach stopy mam już kompletnie zlodowaciałe i wydaje mi się, że ogrzewacze nie działają. Ściągam więc buty i sprawdzam. Ogrzewacze gorące a moje stopy to dwa lody. Wkładam więc dodatkową parę ogrzewaczy, a że temperatura nieco się podnosi odczuwam lekuchną poprawę.



Mimo kręcącego wiatru dość szybko docieram do Drezdenka gdzie w tym samym miejscu co tydzień wcześniej strzelam dla Marzenki zdjęcie :)



Za Drezdenkiem tym razem kieruję się nie na Choszczno a na Strzelce Krajeńskie.



Trasa nieciekawa krajobrazowo ale wrzucam na blat przez co szybko docieram w rejony Puszczy Barlineckiej.



Tereny w końcu robią się niezwykle miłe dla oka. Kto nie był, koniecznie musi to nadrobić ;)







W końcu wpadam do Barlinka.





Sprawnie przelatuję przez miasto. Na wylocie łykam podjazd i wkraczam na otwarte tereny. Same pola, mało drzew, ale jest całkiem urokliwie tym bardziej, że jadę z wiatrem więc poniżej 3 dych nie schodzę :D





Lipiany witają i żegnają mnie brukiem więc prędkość naturalnie spada.



Tamże robię kilkuminutowy postój na zakup soku. Mam szczęście bo panie sklepowe akurat jarają na zewnątrz fajkę i godzą się ochoczo na przypilnowanie mi roweru. Szybko przelewam piciu do bidonów i wio bo czas goni. W końcu pojawiają się pierwsze znaki na Szczecin co niezmiernie raduje me oko i duszę :)



Nie wiem jaka pomroczność jasna mnie ogarnęła podczas projektowania trasy ale wylot na krajówkę w moich planach nie był !!! Trochę mam stresa bo do Szczecina jeszcze 55 km a tyle po krajówce zwyczajnie boję się jechać. Jadąc kolarzówką staram się unikać krajówek wybierając drogi wojewódzkie (generalnie dobrej jakości asfalt, najczęściej niewielki ruch samochodowy - chociaż z tym bywa różnie) i wiejskie drogi boczne, o których wiem, że są asfaltowe. Chwila konsternacji ale wyjścia nie mam. Na szczęście jest to stara droga krajowa, do której równolegle leci ekspresówka, dlatego też ruch samochodowy jest naprawdę znikomy. Co więcej na bardzo długim odcinku jest bardzo szerokie pobocze więc jedzie się nader sprawnie. Droga kręci, wiatr kręci więc czasami mykam z wiatrem, czasem z bocznym, czasem ze skośnym z przodku. Za Pyrzycami wysyłam do Michussa smsa, że jestem już blisko a na dwusetnym kilometrze w końcu patrzę na średnią - 22,5 km/h :) Jak na mnie to bardzo przyjemny wynik :) Postanawiam za wszelką cenę nie zejść poniżej :D Na 216 km widzę upragnioną tabliczkę więc kilka minut poświęcam na obowiązkowe zdjęcia :D



Wjazd do Szczecina to istny koszmar. Pobocza nie ma, samochodów multum, jadę z duszą na ramieniu bo naprawdę jest nieciekawie. Kierowcy zaczynają trąbić, rozglądam się czy aby nie ma gdzieś ścieżki rowerowej, może być nawet brukowana, nieważne, przyjmę każdą z dziką rozkoszą. Nie ma. Uspokaja się dopiero jak skręcam na Dąbie. Kawałek za zjazdem wjeżdżam na asfaltową DDRkę. A potem mija mnie jakiś typ na rowerze. Wydawało mi się, że jedzie na góralu więc jak zwykle w takich sytuacjach rzucam pod nosem "cholera jasna, no nie może być". Wrzucam blat i po chwili gonitwy łykam typa. A potem on łyka mnie bo okazało się, że nie jechał góralem tylko szosówką z prostą kierownicą. Ech...trudno....Przejazd przez miasto (ponad 20km) jest ciężki, mimo GPSa trochę się miotam i zjeżdżam tam gdzie nie powinnam. 











Mimo trudności nawigacyjnych podoba mi się to miasto. Jest tutaj dużo przestrzeni i dużo ścieżek, które przede wszystkim respektowane są przez przechodniów. Czas goni więc już nie zatrzymując się wracam na prawidłowy ślad i w końcu melduję się u eranis i Michussa. Na dole w drzwiach wejściowych wita mnie Michał i jak na prawdziwego dżentelmena przystało wnosi mi rower na górę. W progu z kolei wita mnie Złotowłosa Pani Domu :) Najpierw zostaję skierowana do rowerowni celem podziwiania maszyn tzw. Rzeczonych. Nie mogę wyjść z podziwu nad Hanką Michała, jej pomarańczowe malowanie aż bije po oczach. Prawdziwe cudeńko. Mówię nawet, że jak tylko ją zobaczyłam to pomyślałam, że powinna mieć na imię Miranda (od Meridy i Miracle) ;) Nie mam pojęcia jak ten Michał jest w stanie się powstrzymać przed jazdą na tej błyskawicy, no zachodzę w głowę ;). Za to Merida Agnieszki bezlitośnie przywalona jest czerwonym Authorem i Unibikem !!! Skandal. Liczę na szybkie przegrupowanie ;) Następnie zostaję poprowadzona na salony gdzie mogę podziwiać szlachetne kształty nowoczesnej kanapy kontrastujące z finezyjnymi kształtami żyrandola i kinkietów :) Po czym Pani Domu zarządza kąpiel, mówiąc, że balia z gorącą wodą już na mnie czeka. Nie mogę odmówić sobie tej rozkoszy więc z dziką ochotą kieruję swe kroki w stronę łaźni i wskakuję do wrzącej wody (zimnej nie dolewam) :)))) Nie chcąc przedłużać w nieskończoność aktu ablucji (bo to tak niekulturalnie) namaszczam się pachnącymi olejkami, "robię na bóstwo" i tak wypachniona zasiadam do stoła, gdzie Pan Domu czyni już honory nalewając w kielichy grzane wino... Dyskusji na tematy wszelakie nie ma końca, kolejne pociągi uciekają i szczerze mówiąc wcale nad tym nie ubolewam :) O północy spoczywam już w łożu otulając się ciepłą pierzyną w oczekiwaniu na regeneracyjny sen wśród atłasowych poduch ;)

Bardzo serdecznie dziękuję Agnieszce i Michałowi za bardzo ciepłe przyjęcie mej osoby w swoich progach. Było przesympatycznie a i to mało powiedziane. Z niecierpliwością będę wyczekiwać Waszej rewizyty w mym domu. Mam nadzieję do szybkiego zobaczenia :)))) A kto nie poznał Wzmiankowanych osobiście to niech żałuje bo takiego zgranego duetu to ze świecą szukać na tym świecie.

Zaliczone gminy (5): Lipiany, Pyrzyce, Bielice, Stare Czarnowo, Szczecin.
Kategoria 200-250 km, Szosa


Dane wyjazdu:
200.30 km 0.00 km teren
09:43 h 20.61 km/h:
Maks. pr.:38.42 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:452 m
Kalorie: kcal
Rower:Czesia

Do Stargardu Szczecińskiego.

Sobota, 27 lutego 2016 · dodano: 27.02.2016 | Komentarze 26

Zamiast na kolarzówce to na trekingu. Zamiast do Kostrzyna to do Stargardu. 
Szczegóły jutro :)
---------------------------------
No to słów kilka o wycieczce. W zasadzie to był taki pół-spontan. Wczoraj szykowałam kolarzówkę na wyjazd do Kostrzyna. Trasa opracowana, wgrana do GPSa. Jednak prognozy pogody nie do końca były dla mnie sprzyjające na jazdę tym rowerem. Poranny przymrozek oznaczał bowiem zamarznięte stopy co dla mnie jest najgorsze. Do tego wiatr miał nieco zmienić kierunek i przez pół dnia wiać na północny zachód. Stwierdziłam więc, że idę spać a ostateczną decyzję podejmę rano. Pobudka o 6, jeszcze raz rzut okiem na prognozy i decyzja - Czesią do Choszczna, a jak przyjadę za wcześnie to pocisnę do Stargardu. Tak też zrobiłam i w sumie decyzji swojej nie żałuję. Wyjeżdżając rano o 8 z godzinnym opóźnieniem związanym z szykowaniem Czesi do wyjazdu było -4C więc musiałam włączyć w butach porządne grzanie.
Sprawnie docieram do Szamotuł gdzie robię fotkę Baszty Halszki i Zamku Gorków.


Kawałek za Szamotułami robi się ciepło więc czas na pierwsze przebieranki. Deszczówka idzie do sakw a na wierzch wiatrówka. Trasa do Wronek jest nudna jak cholera, przyjemnie robi się dopiero po wlocie do Puszczy Noteckiej. Uwielbiam te rejony. Lasy ciągną się w nieskończoność, asfalty są dobrej jakości a ruch samochodowy znikomy.







Do tej pory jadę z wiatrem ale szybko skręcam na zachód i kieruję się do Hamrzyska. Na szczęście od wiatru osłaniają mnie drzewa więc jadę żwawo, tym bardziej, że robi się naprawdę ciepło (ok. 6C).













Przez Chełst docieram do Drezdenka. Tutaj obowiązkowe zdjęcie i dedykacja dla Kota, która uwielbia tę zieloną kamieniczkę :)



Kierunek Choszczno.



I kultowy brukowany wyjazd z Drezdenka.



I tutaj zaczyna się drugi najładniejszy odcinek trasy. 



Obfitujący w przyjemne hopki :)



Wjeżdżam w zachodniopomorskie.



Za Bierzwnikiem znowu przyjemne hopki :)



Po chwili dogania mnie pewien szosowiec. Pyta skąd jadę i dokąd. Mówię mu, że w sumie to do Stargardu o ile zdążę na pociąg i że decyzję podejmę jak się doczłapię do Choszczna. Malina (bo taką ma ksywkę) dziwi się, że jadę tak daleko i na takim rowerze. Podkręca tempo i dalej jedziemy już razem obok siebie co przy prędkości podchodzącej pod 30 km/h szybko prowadzi do konkretnej zadyszki. W międzyczasie dołącza do nas jeszcze kolega Maliny i tak skromnym peletonikiem żwawo docieramy do miasta. Tam 3 minuty postoju, wyciągam drożdżówkę i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę. Fajnie, że tak przydusiliśmy tempo bo dzięki temu wiem, że te pozostałe 30 kilosków zrobię z palcem w nosie.



Jeszcze krótki postój w sklepie w Witkowie. Jakieś dziady nie mogą się zdecydować jaką flaszkę kupić więc miła pani ekspedientka obsługuje mnie poza kolejnością :) Piciu, papu i w drogę. Powoli zaczyna szarzeć, robi się też chłodniej, czas na przyodziewki i grzanie w butach :) W końcu docieram do Stargardu (od stycznia już nie Szczecińskiego) więc, żeby nie było, że walę ściemy - robię zdjęcie :)



Na dworzec docieram bez problemu (GPS rządzi !!!) z 50 minutowym zapasem czasu i 193 km w nogach. Jadę jeszcze na starówkę porobić kilka zdjęć, ale że aparat kiepski to tylko dwa z nich wyszły jako tako.





Jeszcze zapiekanka w przydworcowej budzie i ładuję się do pociągu. Ze mną jedzie dwójka rowerzystów, wracają ze Świnoujścia całą drogę gadając o rowerach i przyszłych trasach. Dość szybko przymykam oko i chyba udaje mi się nawet zdrzemnąć :)

Resume:
Zero zaliczonych gmin. Miałam w planie skoczyć po gminę Drawno ale Malina jechał prosto do Choszczna, a że fajnie się rozmawiało i wspólnie kręciło, to sobie darowałam :) Będzie przynajmniej pretekst do następnej wycieczki ;)
Trasę Stargard-dom robiłam dwa razy (w tym raz z Marzenką) i zawsze było to ze Stargardu a nie doń. Dzisiaj miałam wrażenie, że jadę tam pierwszy raz (prawdopodobnie przez to, że jak jadę na czyimś kole to skupiam się na tyłku a nie krajobrazach) i to było fajne :)
Dzisiejszą trasą pobiłam rekord życiowy na Czesi - 200 km na tym rowerze to już nie przelewki :D

Dziękuję za uwagę i proszę o cierpliwość jeśli chodzi o zaległe relacje ;)
Kategoria 200-250 km


;