Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi starszapani z niewielkiej wsi pod Poznaniem. Z Bajkstatem wykręciłam do tej pory bagatela 59092.11 kilometrów. W terenie bujam się mało i tyle w temacie. Jeżdżę z oszałamiającą prędkością średnią 18.58 km/h i się wcale nie chwalę bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykręcone przed BS:
2011: 5009,92 km,
2010: 4070,83 km
rainbow toursStatystyki zbiorcze na stronę
mapa olkuszaPogoda w Polsce na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy starszapani.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Bałtyk

Dystans całkowity:2748.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:110:51
Średnia prędkość:22.88 km/h
Maksymalna prędkość:50.90 km/h
Suma podjazdów:4493 m
Maks. tętno maksymalne:164 (87 %)
Maks. tętno średnie:132 (70 %)
Suma kalorii:6793 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:229.01 km i 11h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
406.97 km 0.00 km teren
17:50 h 22.82 km/h:
Maks. pr.:50.90 km/h
Temperatura:
HR max:164 ( 87%)
HR avg:132 ( 70%)
Podjazdy:1674 m
Kalorie: 6793 kcal
Rower:Delfinka

My solo ride to Hel(l) ;)

Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 23.05.2016 | Komentarze 26

Na początek napiszę, że będzie sporo treści (na wyraźne życzenie Pana Michussa) więc proszę o wyrozumiałość ;)
To daję ;)

Dziwne człowiek ma czasami pomysły na urodziny. Ja, już rok temu wymyśliłam sobie trasę z domu na Hel. W zeszłym roku nie udało mi się jednak tego pomysłu zrealizować z wielu różnych przyczyn, z których chyba najważniejszą był najzwyczajniej w świecie - brak kondycji oraz związany z tym strach przed takim dystansem. Poprzednia czterysetka to były właśnie z podobnych względów dwie (chociaż różne) pętle po 200 km i szczerze mówiąc nie byłam absolutnie zadowolona z tej jazdy. Końcówkę robiłam już ostatkiem sił z prędkością ślimaczą i jedyne o czym myślałam to o tym jaki to człowiek jest durny i tyle. Nie byłam wówczas gotowa jeszcze na takie ekscesy. Stąd też tamta jazda nigdy nie doczeka się relacji.

Wracając jednak do meritum ;)

Obecna trasa do czwartku stała pod wielkim znakiem zapytania; miałam bowiem w planie jakąś soczystą trasę z Kotem i Eranis. Niestety obu Paniom nie pasowało i tak pozostałam sama ze swoimi pomysłami. W piątek rano podjęłam decyzję, że jadę, mimo, że wiatr sprzyjający miał nie być. Przez większość drogi zmagałam się bowiem z wiejącym wiatrem bocznym a od sobotniego wieczora również skośnym i centralnym (w sumie to nie wiem jak wiało ale na pewno zewsząd tylko nie w plecy). Ze względu więc na obawy czy w ogóle podołam decyduję się zapakować do sakwy kosmetyki, ręcznik i ciuchy na przebranie w razie jakbym zaległa po drodze na jakimś noclegu. W sakwie wypełnionej po brzegi wylądowały więc suma sumarum: narzędzia, spinki, klucze itp., 2 dętki, pompka, linki do przerzutek i hamulców, klocki hamulcowe, kurtka przeciwdeszczowa, spodnie przeciwdeszczowe, czapka, rękawiczki z długimi palcami, majty, stanik, koszulka z krótkim rękawem, cienka bluza z długim rękawem, krótkie spodenki rowerowe, długie legginsy do spania, wiatrówka, opaska na uszy, kosmetyki, ręcznik, suszarka do włosów (:P), power bank, kabelek, zapasowa bateria do telefonu, ładowarka, aparat fotograficzny, zimowa kurtka puchowa (:D), 2 pary skarpet, duża butla kremu do opalania z filtrem i jedzenie: 7 bułek z żółtym serem, 3 paczki sezamków, 2 czekolady z bakaliami, 3 batony musli z Lidla, 2 batony białkowe, 2 snickersy, mała puszka napoju energetycznego (0,2ml), ok. pół kilo izotoniku (w porcjach odmierzonych na bidon o poj. 0,75l), butelka wody mineralnej 1,5l, mapy, dokumenty, klucze, lusterko-szczotka do włosów i chyba to wszystko :D Całość ważyła konkretnie a i zapiąć się to udało z nieukrywaną ledwością ;) Tutaj muszę nadmienić, iż z tych wszystkich gratów nie przydały mi się tylko spodnie przeciwdeszczowe i suszarka do włosów :D

Umówiłam się również z moimi kibicami, żeby nadawać z trasy (a byli to: mamusia, brat, najwspanialsza sąsiadka na świecie, psiapsióła Patrysia oraz z BSa: Kot, Eranis, Michuss i Jurek57). W takich okolicznościach nie mogło być mowy, żeby nie dojechać ;) Ponieważ nie wiedziałam czego się po sobie spodziewać moim głównym celem było zmieszczenie się w czasie 24h i w związku z tym postanowiłam minimalizować w miarę swoich możliwości postoje (zresztą zawsze tak jeżdżę gdy jadę sama, a poza tym wiedziałam, że będą się one wydłużać w miarę zmęczenia i w nocy).

Ufff....to tyle tytułem wstępu, teraz konkrety ;) Budzik nastawiam na 6 rano ale po i tak kiepskiej nocy budzę się o 5:45. Szykowanie idzie mi kiepsko, może z obaw czy podołam a może nie. W każdym razie o 7:13 wysyłam smsa o treści "Delfinka i jej Pani gotowe do odjazdu na Hel. Proszę trzymać kciuki :)))" .... i....już nie ma odwrotu. 7:20 ruszam spod domu.

Drogę do Chodzieży znam na pamięć. Jest płasko i nudno. Ale myśli krążą tylko wokół Helu więc jedzie mi się całkiem dobrze.





Od samego początku wieje przeszkadzający boczny wiatr, który zdaje się przybierać na sile. Gdy droga skręca na Szamocin jedzie się nieco lżej. Pierwszy krótki postój planuję na setnym kilometrze w Osieku. Nie pamiętam już co wtedy robię, prawdopodobnie przelewam wodę z butelki w sakwie do bidonów, jem bułę i wysyłam smsa.

SMS (11:41): "Osiek n. Notecią. 101 km. Większość to walka z bocznym wiatrem. Na razie lepiej niż plan. Ciepło, nie pada, jadę na krótko :)))"



Całość zajmuje mi jakieś 10 minut. Ruszam dalej przez znane mi z dzieciństwa okolice. Żeby zająć czymś umysł przywołuję wspomnienia. Staram się skupić tylko na tych wesołych. Część trasy pokrywa mi się z trasą, którą rok temu pokonywałam z Kotem podczas wypadu do Rzewnicy. Fajnie tak powspominać :) Opadam nieco z sił jakieś 10 km przed Sępólnem Krajeńskim. Na wylocie z miasta robię więc postój, podczas którego wypijam przede wszystkim napój energetyczny. Jak się okazuje - był to strzał w 10 ;)

SMS (14:17): "Sępólno Krajeńskie, 156 km. Uciekłam deszczowym chmurom. Bolą mnie plecy. Chyba oszalałam z bagażem. Ciężka sakwa, ciężki rower. Robię 10 minut przerwy".

Przerwa trwała nieco dłużej bo zadzwoniła mamusia i trzeba było sobie pogadać ;)









Od Sępólna postanawiam podzielić sobie trasę na odcinki a nie skupiać się na celu per se. Przynosi to całkiem zadowalający efekt :) Kolejny postój chcę więc zrobić w Czersku. Znam to miasto. Byłam w okolicach w 2011 r. kiedy to spędzałam swoje drugie rowerowe wakacje w Borach Tucholskich. Wracają wspomnienia, głównie miłe :) Do Czerska nie dojeżdżam bo kończy mi się picie, a że na oparach nie lubię jeździć zatrzymuję się zawczasu w Legbądzie.





SMS (16:23): "198 km. Legbąd, przed Czerskiem. Wiatr ciągle dokucza. Wypiłam energetyka, postawił mnie na nogi. Siku też zrobiłam :D Uzupełniłam płyny. Jadę dalej".



Z kolejnego odcinka niewiele pamiętam. Były jakieś ładne krajobrazy, lasy, rzeczki, jeziorka i takie tam sprawy. Skupiłam się na tym,  żeby dojechać do Kościerzyny. Rano wysłałam jeszcze wiadomość do emoniki, że planuję przybyć tam w okolicach 20-21 i że fajnie będzie wypić razem kawę. Zostawiam swój numer telefonu licząc, że się odezwie. Niestety Monika w tych godzinach, jak się później okazało, rozbijała się właśnie w jakiś krzaczorach ze swoim namiotem. Wielka szkoda ale liczę na to, że spotkamy się w innych okolicznościach :) 







W końcu docieram do Kościerzyny :)





SMS (19:16): "Kościerzyna. 259,5 km. Muszę odpocząć, plecy mnie bolą i trochę dupa ;) Ten wiatr się chyba nigdy nie uspokoi :("

Postój w Kościerzynie trwał jakieś 45 minut (o ile pamiętam 19-19:45). W tym czasie zjadłam bułkę, coś tam wypiłam, posiedziałam, ubrałam się cieplej a przede wszystkim uskuteczniłam różne ćwiczenia gimnastyczne. Ból pleców nie zniknął ale też miałam wrażenie, że się nie nasila. Porozmawiałam z miejscowymi, dowiedziałam się, że w Kartuzach jest stacja beznzynowa i z tą myślą, że niedługo czeka mnie gorąca herbata zwinęłam się z całym arbajtem ;)

SMS (19:48): „W drogę !”

4 km przed Kartuzami pojawia się długo wyczekiwana przeze mnie stacja. Wbijam. Nie wiem czy wysłałam smsa, chyba tak, ale nie mogę go znaleźć w komórce. Piję tam na pewno herbatę z brązowym cukrem i do tego Red Bulla (profilaktycznie bo spać mi się jeszcze nie chciało. Czekał mnie jednak dość długi przelot do Wejherowa i nie chciałam po drodze zamulić. Kibelki są tutaj bardzo przestronne. Wchodzę więc z całym majdanem do toalety i korzystając z okazji dokonuję aktu ablucji (tzn. myję zęby) i poprawiam makijaż, żeby do rodzinnego miasta Michussa - Wejherowa - (jak się później dowiaduję) wjechać - cytuję - "godnie" ;)



Pomysł z energetykiem był w dechę bo przez ponad 50 km jechało mi się elegancko. Zwolniłam nieco około 10 km przed miastem. Zapadł zmrok i mimo wielkich chęci jakoś gorzej mi się kręciło. Po drodze zatrzymałam się jeszcze na wymianę baterii w GPSie i przy okazji zamontowałam czołówkę. Tabliczkę z nazwą miasta witam z ogromną radością - kolejny etap zaliczony :)



Podoba mi się tutaj :)



Na wylocie z miasta wjeżdżam na Orlen. Miły Pan z obsługi pozwala mi wprowadzić do środka rower i pilnuje ładowanego z power banka telefonu podczas gdy ja korzystam z kibelka. Tutaj też wysyłam smsma, którego nie mogę odnaleźć. Pamiętam jednak, że funduję sobie podwójną herbatę, Redbulla (profilaktycznie) i bułkę. Gdzieś tutaj, o 00:29 odbieram smsa od Michussa o treści: "Osiek n. Notecią dawno już za Tobą, gdy dojedziesz na Hel nazwo Cię królowo". Normalnie padłam trupem :)))) Sorki Michuss, musiałam upublicznić :) Rymowanka ta od tej pory będzie mi już towarzyszyć do samego końca. Mijając kolejne miejscowości podmieniam sobie bowiem nazwę Osiek na Wejherowo, Władek, Jastarnia itd. :D:D:D

SMS (00:52): "Ruszam. Byle do Władka :)"

Z Wejherowskiego Orlenu jadę krajówką w stronę Redy. Na szczęście ruch jest niewielki, żeby nie rzec, że prawie znikomy. W Redzie skręcam na DW216 i przez Puck kieruję się do Władysławowa. Red Bull dodaje mi skrzydeł. Tam planuję ostatni, przed Helem, postój na stacji.

Jest i Władek :)



Chwilę po 2 w nocy melduję się na Orlenie. Tam, w myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć, kupuję ciacho i małą kawę. Trochę rozmawiam z obsługą stacji, która pozwala mi wprowadzić rower do środka :)



Pan pyta skąd i dokąd jadę i straszy mnie, że zostało mi jeszcze 50 km. Chyba oszalał, myślę sobie i podgryzam ciacho popijając kawką ;)

SMS (2:15): "364 km. Kawka i muffinka wiśniowa na Orlenie. Teraz mam już tylko jeden cel, z Władka dojechać na ten cholerny Hel :D"
SMS (2:32): "No to w drogę. W Jastarni jest ostatnia stacja benzynowa a potem pono totalne wygwuzdajewo. Będę już jechać na luzie, co by za długo nie marznąć na plaży ;)"


W drogę więc. Hel czeka :) Jednak dziwne rzeczy zaczynają mi się dziać z tętnem. Jedzie mi się dobrze, prędkość jak na mnie całkiem przyzwoita, ale tętno dziwnie niskie. Nie mam pojęcia czemu.....



Spoglądam na GPSa i widzę, że utrzymując to samo tempo jestem w stanie zmieścić się w 21h brutto. Takiej okazji zmarnować nie mogę, zresztą nogi, w moim odczuciu, podawały dobrze więc utrzymanie stałej prędkości 24-25 km/h nie stanowiło problemu. Cieszyłam się też bardzo z dość jasnej nocy. Księżyc w pełni pięknie oświecał Zatokę Pucką. Przez 15 km napawałam się temi widokami niezmiernie, chociaż zaliczyłam jakiś mentalny kryzys albo pomroczność jasna mnie jakaś w końcu ogarnęła. Wbiłam sobie bowiem do głowy, że zaraz za Władkiem jest już Hel. Jakie więc było moje zdziwienie gdy na pierwszej tabliczce ujrzałam napis "Chałupy".... Żeby sobie jakoś z tym poradzić zaczęłam podśpiewywać piosenkę Zbigniewa Wodeckiego "Chałupy, welcome to" ;) Pomogło :). Drugą tabliczką zamiast Helu były Kuźnice. Tutaj jednak nie znalazłam odpowiedniej przyśpiewki. Za Kuźnicami - Jastarnia. Nosz kurde !!! Zatrzymuję się i wysyłam smsa.

SMS (3:28): "Jastarnia, ta droga nie ma końca. Wale non stop asfaltem, zero ruchu aut. Chcę się zmieścić w 21h brutto, na 20 nie ma już szans".

Podkręcam głośniej Gloryhammer w uszach i, żeby zająć czymś umysł, przypominam sobie czasy obozu nurkowego w Jastarni. Fajne to były chwile, nasza dieta składała się wtedy głównie z lodów i bobu :D Pamiętam, że po 2 tygodniach pobytu przywiozłam ze sobą 3 kg ekstra tłuszczu :D Przypominam też sobie jak za każdy metr w dół po nurkowaniu każdy z nas otrzymywał laczka z mokrej płetwy kaloszowej od szefa obozu :D Zaczynam się zastanawiać czy dupsko bardziej boli za otrzymanie 33 laczków z płetwy za nurkowanie na Jeziorze Wdzydzkim czy po przejechaniu 4 stów na rowerze ;) I powiem Wam z czystym sumieniem, że bardziej boli laczek z płetwy :P Z tymi wesołymi wspomnieniami jadę żwawo dalej.

Jurata. Tutaj z kolei czas na piosenkę R. Rynkowskiego odpowiednią do okoliczności ;)

I w końcu - oczekiwana tabliczka :)



Szybki smsik spod tabliczki i jadę na sam cypelek. Słońce nieśmiało zaczyna pojawiać się na niebie :)

SMS: (4:23): "W końcu u celu. 402,5 km ..."

W tym samym momencie dzwoni do mnie ukochana mamusia ;) Najpierw jednak rozbieram się do rosołu i ubieram suchą i czystą bieliznę i koszulkę. Na to wszystko wiatrówka, zimowa puchówka, deszczówka i mogę oddzwaniać. Heh, niektórzy już śpią, inni (jak Marzena i Jurek) jeszcze nie śpią ;)))) Po dłuższej rozmowie jadę spacerowym tempem pod latarnię,.......



.......do portu........











........i w końcu na plażę gdzie po serii zdjęć chwilę gapię się na morze. Jest pięknie. Nikogo poza mną tu nie ma. W końcu wiatr nie wieje, słońce wschodzi chociaż za bardzo nie grzeje, morze szumi spokojnie. Jest cudownie. Dla takich chwil warto żyć :)







Zjadam przedostatnią bułkę i batona białkowego (którego ledwo wciskam). Wsłuchując się w ten szum szybko zasypiam, nastawiając sobie budzik na 6:45. Gdy się budzę telepie mnie z zimna. A w takim stanie najlepsze co można zrobić to kąpiel w zimnym morzu i na rowerek.



Przejeżdżam przez puste miasteczko i kupuję śniadanie, które spożywam już na zamkniętej stacji PKP.







Świeża bagietka i kefir smakują wybornie. Kupuję bilet i ładuję się do pociągu. Wyciągnięta na siedzeniach odpływam w objęcia Morfeusza. 1,5h i przesiadka w TLK w Gdyni, w pociągu zaś, znowu w kimono. Nawet nie wiem kiedy docieram do Poznania gdzie z kolei wita mnie na dworcu mój najwierniejszy fan Jurek ;) Ot tak sobie, przyjechał sobie chwilę pogadać ;) Drogi powrotnej w trzecim pociągu już nie pamiętam. Pamiętam tylko, że o mały włos a przejechałabym swoją stację. Wskoczenie na rower to istna masakra. Jestem cała zesztywniała, ledwo jadę, dobrze, że nie zamontowałam licznika bo chyba nic by nawet nie wskazał. „Czy to już sztywność poranna?” - myślę sobie ;)

SMS (14:48): "W końcu w domu:) Zimny Radler grapefruitowy z limonką smakuje wybornie".....

A potem już tradycyjnie - siusiu, paciorek i spać (z krótkim epizodem przebudzenia o północy śpię do 5 nad ranem. Budzę się przed budzikiem, ot życie) ;)

Serdeczne podziękowania dla Wszystkich, którzy „towarzyszyli mi” nie ciałem a duchem w tej wycieczce. Wasze smsy stanowiły dla mnie wielki doping i motywację a wiele z nich również mnie rozśmieszyło do łez ;) Dzięki nim czułam się tak jakby w istocie ktoś ze mną jechał, co pozwoliło mi łatwiej przetrwać przede wszystkim nockę. Wielkie dzięki raz jeszcze !!! :)

Statystyki:
Dystans: 402,5 km (reszta to kręcenie po Helu, dojazdu z PKP do domu nie podaję)
Czas brutto jazdy: 21h (poprawiony od zeszłorocznego o ponad 5h - dokładnych danych nie pamiętam)
Średnia netto: 23,8 km/h
Pochłonięte:
5 bułek
1 snickers
1 tabliczka czekolady
1 paczka sezamków
3 batoniki musli
0,5 l coca-coli
4,5 l izotoniku, wody
0,75 ml herbaty z brązowym cukrem
0,25 ml kawy 
1 muffinka wiśniowa z Orlenu
3x napój energetyczny 0,2 ml
1 bułka i baton białkowy na plaży
chyba to wszystko ;)???

Trasa (obcięty początek): https://ridewithgps.com/trips/9098870

Ot, i taka relacyjka ;)
Serdecznie dziękuję Szanownym Czytelnikom za cierpliwość ;) Kto wytrwał do końca będzie mieć ten zaszczyt pojechać ze mną kolejną czterysetkę ;) Który/a chętny/a? ;)

Zaliczone gminy (18): Czersk, Karsin, Kościerzyna - obszar wiejski, Stara Kiszewa, Kościerzyna - teren miejski, Stężyca, Chmielno, Kartuzy, Przodkowo, Szemud, Wejherowo - obszar wiejski, Wejherowo - teren miejski, Reda, Puck - obszar wiejski, Reda - teren miejski, Władysławowo, Jastarnia, Hel.



Dane wyjazdu:
210.30 km 0.00 km teren
09:12 h 22.86 km/h:
Maks. pr.:49.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1074 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Z Sopotu do Bydgoszczy z Marzenką :)

Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 11.04.2016 | Komentarze 22

Umówiłam się z Marzenką na wycieczkę z Sopotu do Bydgoszczy i w zasadzie cudem ten wyjazd doszedł do skutku. Nastawiam budzik na 4:05 ale zamiast na sobotę ustawiam w telefonie dzień powszedni. Całe szczęście, że telefon mam przy uchu i chwilę po 4 przychodzi mail, który mnie budzi. Szykuję się ekspresowym tempem i lecę pociągiem do Poznania. Tam przesiadka w IC. W komfortowych warunkach docieramy do Sopotu gdzie na dworcu czeka już na nas Magda :)




Najpierw jedziemy na słynny deptak Monciak i molo.













Po sesji fotograficznej udajemy się do Baru Przystań gdzie fundujemy sobie po kawusi i konkretnym kawałku ciacha :)



Na rozmowach czas upływa bardzo szybko. Niestety trzeba się zbierać. Jedziemy jeszcze kawałek w trójkę nadmorską drogą rowerową w kierunku Gdańska. Ładna pogoda to sporo ludzi się tu kręci, zarówno pieszych, rolkarzy i rowerzystów. Aż strach pomyśleć co tu się dzieje w szczycie sezonu.



Żegnamy się Magdą jeszcze w Sopocie i już dalej jedziemy same poinstruowane przez ww. Oczywiście już za chwilę się gubimy ;)



DDRką wlatujemy do Gdańska i udajemy się na Starówkę. Wstyd przyznać ale w Gdańsku jestem chyba pierwszy raz w życiu (jeśli byłam wcześniej to tylko jako mały berbeć ;)). Starówka robi na mnie niesamowite wrażenie i już wiem, że na pewno prędzej czy później zawitam tutaj ponownie.









Wylot z Gdańska mi się dłuży. Jedziemy ścieżkami rowerowymi o dobrej nawierzchni ale często są jakieś rozkopy i trzeba kombinować. Do samego Pruszcza Gdańskiego jest też duży ruch; hałas samochodów wyjątkowo mnie dzisiaj drażni i męczy, abstrahując od tego, że mimo dobrego nastawienia jedzie mi się średnio, żeby nie rzec - kiepsko. Nogi mam jakieś ciężkie i jadę nierówno. Marzenka widzi co się dzieje i dostosowuje tempo jazdy do mnie. Wyrozumiała z niej kobieta :) Dziękuję :)





Następne miasto to Tczew, przez które tylko przelatujemy. Niestety nie udaje nam się zgrać i spotkać z Nefre, do której wysyłam zawczasu prywatną wiadomość. Dziewczyna lansuje się dzisiaj na Green Velo więc trzeba będzie ruszyć tyłek do Tczewa ponownie innym razem ;) Mam nadzieję, że uda się nam w końcu wypić wspólną kawkę :) Za Tczewem ruch na DK91, którą jedziemy (pobocze jest szerokie) uspokaja się. 





Atakujemy Gniew. Miasto to znam jedynie z opowieści mojego kolegi. Pamiętam, że jest tu podobno piękny zamek. Na szczęście z krajówki, którą jedziemy mamy okazję go zobaczyć.



Nasze rowerki wcale się na siebie nie pogniewały i ochoczo pędzą dalej ;)



Za Gniewem robimy postój w restauracji. Na jedzeniu zlatuje nam chyba godzina. Gdy ruszamy na trasę jest już grubo po 17 a na liczniku dopiero 92 km. Trochę mnie to przybija bo o tej godzinie lubię widzieć konkrety. Na szczęście jakoś nagle się ożywiam, nogi zaczynają dobrze kręcić i w końcu możemy jechać z sensowną prędkością :)





Mijamy Świecie i o zmroku wpadamy do Chełmna. Byłam tu ostatnio podczas świąt; tym razem po zmroku miasto (notabene zakochanych) wygląda jeszcze bardziej urokliwie.



Z Chełmna jedziemy boczną drogą do Unisławia i już całkiem po ciemku przez Ostromecko (gdzie pokazuję Marzenie przepięknie podświetlony pałac - kto nie był ma obowiązkowy punkt do zaliczenia. Szczególnie polecam spacer po przypałacowym parku) wlatujemy do Bydgoszczy. Jedziemy główną arterią miasta, która na szczęście o tej porze jest całkiem spokojna. Kto by jednak chciał jechać nią w ciągu dnia ryzykuje życie. Na dworcu meldujemy się z godzinnym zapasem czasu. Dworzec robi na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jest tu nowocześnie i z rozmachem. Szkoda tylko, że wszystko pozamykane bo mam ochotę na gorącą herbatę. Ubieram na siebie wszystko co mam i mimo 5 warstw szybko zaczyna mnie telepać. Sposób na to jest prosty - przytulanki z Kotem i kurtka od poznanego podróżnego :D Bo w życiu ważna jest zaradność :) W Poznaniu jesteśmy grubo po 1 w nocy, pada deszcz i jest cholernie zimno. Ale na dworcu czeka na nas Jurek57, który zawozi mnie do domu swoim autem (jak tylko wsiadam grzeje chłopak na całego :D). 

Serdeczne dzięki dla: Marzenki za wspólną trasę, Magdy za spotkanie i babskie ploteczki, Ola za wskazówki dotyczące trasy i Jurka za pomoc w odstawieniu mej osoby na włościa. O takich przyjaciół warto (i trzeba) dbać :))))

Relacja Kota: KLIK

Zaliczone gminy (14): Sopot, Gdańsk, Pruszcz Gdański - teren miejski, Pruszcz Gdański - obszar wiejski, Pszczółki, Tczew - obszar wiejski, Tczew - teren miejski, Subkowy, Pelplin, Gniew, Nowe, Warlubie, Dragacz, Kijewo Królewskie

Dane wyjazdu:
302.12 km 0.00 km teren
11:49 h 25.57 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1094 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Wiosennie do Świnoujścia z Marzenką :)

Sobota, 2 kwietnia 2016 · dodano: 03.04.2016 | Komentarze 26

Długo nie mogłyśmy się z Marzenką zgrać i umówić na wspólną jazdę. Ostatni raz jechałyśmy bodajże w listopadzie i doczekać już się nie mogłam dzisiejszej soboty i naszego wyjazdu do Świnoujścia. Idziemy na łatwiznę tj. wybieramy trasę z wiatrem (w większości) bo na walkę z nim nie mamy ochoty. Ustalamy tempo i charakter jazdy i o 9:10 ruszamy (z małym poślizgiem) w trasę. Temperatura oscyluje wokół 5C i szybko rośnie co raduje nasze lica :) 


Od samego początku Marzenka nadaje mocne tempo trzymając 30-31 km/h. Mimo, że jedziemy początkowo z wiatrem jedzie mi się średnio bowiem zawsze potrzebuję przynajmniej godziny, żeby się rozkręcić (a i tak najlepiej mi się jeździ po pierwsze setce kiedy mięśnie mam już porządnie rozgrzane. Ot, taka uroda). Kierujemy się na Szamotułu i Obrzycko.







Wkrótce skręcamy na zachód wjeżdżając w serce Puszczy Noteckiej. Przed Krzyżem Wielkopolskim objadamy się ciachem ;)



Do samego Drezdenka (jakieś 40-50 km) walczymy z bocznym i przednio-bocznym wiatrem. Staram się jak mogę nie siedzieć Kotu na kole, jadę przez większość drogi nieco z boku lub w lekkim oddaleniu, po pierwsze, żeby nie wpaść w dziurę, po drugie, żeby poobserwować sobie drogę przede mną i po trzecie, żeby jednak jak najwięcej jechać na własny rachunek. I tak bardzo dużo mi daje wspólna jazda i nadawanie tempa przez silniejszego Kota bo solo w takim tempie w życiu bym nie pojechała.



W Drezdenku (101 km) robimy 20 minut przerwy w cukierni na kawę, ciacho i fotki ze słynną już i ulubioną przez Kotka kamieniczką.



Wylatujemy z Drezdenka i w końcu z wiatrem w plecy lecimy w kierunku Choszczna.





Gdzieś po drodze mamy nieplanowany postój. Jakieś bydle w czasie jazdy boleśnie żądli mnie w łydkę. Muszę się zatrzymać i sprawdzić czy wszystko ok bo ból jest okrutny. W tym czasie (o ile dobrze pamiętam) Marzenie siada mapa w GPSie. Kombinujemy na różne sposoby i dywagujemy co może być przyczyną i co zrobić ale mapa przestaje wyświetlać ulice i dupa blada. Jadąc przez miasto a potem również i poza w newralgicznych miejscach wykrzykuję gdzie skręcamy więc jedzie nam się całkiem sprawnie. W końcu osiągamy Stargard :)



Chwilę odpoczynku zarządzamy w pierwszej wiosce za miastem. Na liczniku 195 km i średnia 26,3 km/h !!!. Zaczynam już od dłuższego czasu czuć, że uda bolą ale ambitnie planuję zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby nie zejść poniżej 25.
Bardzo dłuży mi się odcinek do Goleniowa i nawet power metal w słuchawkach mi nie pomaga.



W Goleniowie robimy dłuższy postój na stacji paliw. Kupujemy picie do bidonów, znowu jemy i takie tam sprawy. Nie chce nam się wychodzić ale czas zaczyna gonić a poza tym zaczyna się ściemniać. Chyba tutaj zostaje nam 70 km do Świnoujścia. Niby niewiele ale jak się ma ponad 2 mocne stówki w nogach to jednak trochę przytłacza. Ruszamy już po zmierzchu w kierunku Stepnicy. Ten odcinek również mi się dłuży, zaczynam się robić mocno senna. Sporadycznie jedziemy też jakimiś dziurawymi drogami więc tempo nieco spada. W sumie jest mi to na rękę, żeby nie rzec - na nogę. Zapada ciemna noc, jedziemy jakimiś nieoświetlonymi drogami przez co trasa niezmiernie mi się dłuży.



W końcu wylatujemy na S3 i chyba nawet nieco odżywam. Droga jest super, na praktycznie całej długości śmigamy poboczem. Co prawda na lekkich podjazdach czuję już zmęczenie i tylko widzę oddalające się tylne czerwone światełko Kota, ale jak tylko droga się wypłaszcza to cisnę całkiem przyzwoicie ;) Lubię ten odcinek drogi przed samym Wolinem i czerwone, futurystyczne światełka wiatraków, prawie, że jedyne w tych ciemnościach. Nie mam dobrych fotek z nocnej jazdy bo mam kiepski aparat ale u Kotka na pewno coś się więcej znajdzie.
W końcu wlatujemy to Świnoujścia - sesja z tablicą jest więc obowiązkowa :)



Chwila konsternacji na rozjeździe, rozkmina, na który prom jechać, telefon do Yoshków i kierujemy się na Warszów. Na przystań promową docieramy o 23:48, dokładnie 8 minut po odpłynięciu promu, kolejny z kolei odpływa dopiero o 00:20. Wbijamy do poczekalni, ubieramy się ciepło, robimy fotki i kombinujemy jeszcze z GPSem Marzenki nie mogąc doczekać się tego promu. Temperatura mocno spada i szybko zaczyna nas tak telepać z zimna, że na promie musimy się przytulać :D Musimy wyglądać nieco egzotycznie ale mamy to głęboko gdzieś bo jakoś ugrzać się trzeba ;) W końcu wysiadka, zakup witaminek (Pe i Ce) na Orlenie i pędzimy na złamanie karku do Yoshków [na liczniku 302 km ze średnią 25,8 km]. A tamże czekają już na nas zapiekanki, gorąca herbata, gorący prysznic i łóżko :)))) Zanim jednak zaśniemy spokojnie zrobi się prawie 5 nad ranem... :)

Serdeczne podziękowania dla Marzenki za wspólną trasę i fantastyczny weekend :) Z niecierpliwością czekam na powtórkę z rozrywki :)))) Było świetnie :))))  Dziękuję również za wspaniałą gościnę u Yoshków, wikt i opierunek, sympatyczne rozmowy do białego rana i kontynuację tychże od bladego świtu w dniu następnym :)))) Super było Was znowu zobaczyć i ponawiam swoje zaproszenie na tereny Wielkopolski :))) Czytelnikom z kolei dziękuję za uwagę :)

A teraz siusiu, paciorek i spać :D



Dane wyjazdu:
235.39 km 0.00 km teren
10:26 h 22.56 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:651 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Nad morze !

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 20.09.2015 | Komentarze 29

Bez opowieści. Jedno zdjęcie i tylko tyle.

Zaliczone gminy (8): Świdwin - obszar wiejski, Świdwin - teren miejski, Resko, Płoty, Gryfice, Karnice, Rewal, Dziwnów.

Dane wyjazdu:
108.55 km 0.00 km teren
05:04 h 21.42 km/h:
Maks. pr.:46.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Dąbki - południowe pipidówki.

Piątek, 17 lipca 2015 · dodano: 24.07.2015 | Komentarze 3

Była wycieczka na wschód, była i na zachód, czas najwyższy było udać się na południe i zaliczyć chociaż kilka gminek.  W końcu pogoda zrobiła się wspaniała (czyt. upalna) i mogłam śmigać całkiem na krótko :) Czad :)
Najpierw kieruję się do Darłowa a dalej do Malechowa, po drodze mijając takie widoczki.


Kręcę się trochę w poszukiwaniu megalitów w Borkowie.


Zbaczam z asfaltu i robię w sumie jakieś 4 kilosy po gruncie.


Megalitów, ni grobu olbrzymów jednak nie znajduję. No nic, może kiedy indziej i innym rowerem ;)
Krótki postój na chwilę odpoczynku zarządzam nad jeziorem w miejscowości Krąg. Oprócz sennego jeziora jest tam jeszcze XV-wieczny Zamek Rycerski przerobiony na hotel. Niestety nie udaje mi się wbić na teren posesji. Robię więc fotkę z oddali.


Powrót przez Sławno czem prędzej i pędem nad Jezioro Bukowo w Dąbkach.


Zaliczam jeszcze kąpiel w morzu....

....i jestem gotowa na wieczorny dancing na molo z laskami :) 

Zaliczone gminy (4): Malechowo, Polanów, Sławno - obszar wiejski, Sławno - teren miejski.

Kategoria 100-150 km, Bałtyk, Szosa


Dane wyjazdu:
93.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Dąbki - Chłopy.

Czwartek, 16 lipca 2015 · dodano: 24.07.2015 | Komentarze 5

W drugi dzień pobytu nad morzem udałam się na wycieczkę w kierunku zachodnim. Pogoda była lepsza niż dzień wcześniej i nawet mniej wiało. Najpierw trzaskam dedykację dla Morsa (wóz strażacki Star 25, w miejscowości, której za chiny nie mogę sobie przypomnieć).


Mijam Jezioro Jamno....


.....oraz Łazy.


Wbijam też do Unieścia.


Gdzie robię sobie małą sesyjkę i zajadam się pysznymi lodami chałwowymi.


Nie rozsiadając się zanadto pędzę czem prędzej do Mielna strzelić Gargamelkowi obowiązkową dedykację :)


W końcu docieram do celu mojej wycieczki ;)


A tamże.....podziwiam widoki takowe jak:


oraz:


jak również:


a ponadto:


Czas nagli więc po nasyceniu oczu temi widokami udaję się z wiatrem z powrotem do Dąbek. Tamże kąpiel i na imprezę z laskami :) Dla takich chwil warto żyć ;)
Kategoria Szosa, Bałtyk, 50-100 km


Dane wyjazdu:
119.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Dąbki - Ustka.

Środa, 15 lipca 2015 · dodano: 22.07.2015 | Komentarze 6

Nadarzyła się wspaniała okazja odwiedzenia Rodzicielki i jej "kumpelek" nad morzem więc nie zastanawiając się długo wpakowałam rower do auta i pojechałam na kilka dni pojeździć a przy okazji polansować się na wybrzeżu. 
Pobudka punkt 4. Start 5:30. W Dąbkach melduję się akurat jak laski kończą śniadanie. Potem kawa, ciacho, ja na rower a baby na plażę. Na pierwszy dzień zaplanowałam wypad na wschód do Ustki. Pomysł połowicznie dobry, bo pierwszą połowę jechałam z wiatrem. Z powrotem jednak musiałam dygać 60 kilosów pod wiatr. Ale i tak było fajnie :)

Najpierw lecę do Darłowa i Darłówka.


Gdzie pykam kilka fotek.


Lansuję się też na tle latarni.


Oraz na molo.


Szlakiem latarni morskich....


....docieram do Ustki.


A tamże znowu lansik pod latarnią :P. A jakże ;)


Jeszcze fotka plażowiczów....


I odwrót do Jarosławca.


Udaje mi się jeszcze zdążyć na zachód słońca i imprezę z laskami :) Fotki nie nadają się jednak na upublicznianie ;)


Nowe gminy (3): Darłowo - obszar wiejski, Darłowo - teren miejski, Postomino.
Kategoria 100-150 km, Bałtyk, Szosa


Dane wyjazdu:
141.71 km 0.00 km teren
06:31 h 21.75 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:40.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Sianożęty - Szczecinek.

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 10

Drugi dzień wycieczki już nie nastrajał optymistycznie. Kierownik wycieczki zarządził bowiem jazdę do Szczecinka na pociąg. A my tak bardzo chcieliśmy wracać na kołach !!! Cóż zrobić. Trzeba było się dostosować. Mimo kiepsko przespanej nocy (upał, duchota i chrapanie Jurka) kręciło mi się fantastycznie :)

Start ostry - Sianożęty.


Po drodze wpadamy na sekundę do Ogrodów Hortulus w Dobrzycy.


Mijamy różne okoliczności przyrody.


Ciśniemy ile sił w nogach.


W Biesiekierzu natykamy się na największą pyrę na świecie.


Wypalamy tłuszczyk.


Trzaskamy foty.


Relaksujemy się.


Wbijamy też do spa.


Podziwiamy największy w Polsce głaz narzutowy Trygław.


Spaleni słońcem dokonujemy też aktu ablucji.





Podziwiamy łany facelii.


Oraz Wał Pomorski w Szczecinku.


Docieramy do Szczecinka gdzie wbijamy się w "klimatyzowany" pociąg.


Żegnam się z chłopakami w Obornikach i już solo ok. 23 docieram do domku.
Jeszcze raz dzięki dzięki za wspaniały weekend :) Mam nadzieję, że rychło to powtórzymy :) Tym bardziej, że mam wielki niedosyt przebytych kilometrów. Zero zmęczenia, zero kaca rowerowego, zero nienawidzenia roweru - wręcz przeciwnie :)

Relacja Remika: KLIK
Relacja Jurka: KLIK

Trasa: Sianożęty - Tymień - Borkowice - Wierzchomino - Parnowo - Strzekęcino - Niedolina - Słonino - Tychowo - Białowąs - Łęknica - Barwice -Szczecinek - PKP - Oborniki - domek.

Gminy (4): Ustronie Morskie, Świeszyno, Grzmiąca, Barwice.

Dane wyjazdu:
263.66 km 0.00 km teren
11:31 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:40.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Nad morze !

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 16

W ten upalny weekend wybrałam się z Remikiem i Jurkiem zażyć orzeźwiającej kąpieli w Bałtyku. Uwielbiam jeździć rowerem nad morze a w taką upalną pogodę tym bardziej :)
Zjeżdżamy się wszyscy razem w trasie i ok. 23 w piątek startujemy. Jazda nocą to był bardzo dobry pomysł. Najniższą temperaturą jako odnotował termometr Remika było 10C, średnio 12-16C. Wystarczająco dla mnie aby lekko zmarznąć ;) Noc minęła bardzo szybko, zresztą co to za noc, która trwa niecałe 4 godziny.

Nocna jazda.

Kierownik wycieczki zachodzi w głowę - co też my wyprawiamy ;)


A my sobie zgrabnie docieramy do Wałcza.


Z czego Kierownik wycieczki niezmiernie zaciesza ;)


W Czaplinku Jurkowi upał dał nieźle popalić. Mylą mu się rowery, myśli, że jak pojedzie na większych kołach to szybciej zamoczy dupsko w Bałtyku :P


Starsza z kolei udaję Grację a Pan Kierownik występuje w roli mistrza drugiego planu :D


Udawanek ciąg dalszy. Nad Jeziorem Drawskim Jurek udaje GPSa ;)


Po drodze Starsza w końcu zrzuca większość przyodziewków ;P


Docieramy nad najczystszą rzekę w Polsce - Parsętę. Ale po tej kąpieli to najczystsza już ona nie będzie ;)


I ja zaliczam pierwszą tego dnia kąpiel :)


Zadowoleni docieramy do Kołobrzegu :)


Chociaż niektórzy uczestnicy wycieczki mają już serdecznie dość ;)


Ale tej Pani na pewno mało :) Zalicza więc drugą kąpiel tego dnia :)


Nie ma czasu na odpoczynek. Kierownik wycieczki zarządza jeszcze 8 km do Sianożętów. Chcąc (starsza), nie chcąc (Jurand) jedziemy urokliwym szlakiem R10 wzdłuż wybrzeża.


Nie wiem czy to przez upał czy przebyte kilometry ale wycieczkowicze wyraźnie mają zwałę :D


Po sutym posiłku niektórzy rozochocają się i lansują się "na mieście" :)


I w końcu umęczeni odpoczywają na plaży starszą zostawiając samopas :P


Słońce zachodzi dość szybko więc i my idziemy grzecznie spać :)


Dzięki chłopacy za wspólnie wykręcone kilometry. Było wspaniale :) Ogromne gratulacje dla Jurka, który tego dnia wykręcił swoje życiowe 305 km :)))) Słowa uznania za wspaniałą nawigację kieruję również w stronę Remika :) Dzięki dzięki :)

Relacja Remika: KLIK
Relacja Jurka: KLIK
Trasa: Domek - Szamotuły - Obrzycko - Klempicz - Lubasz - Czarnków - Trzcianka - Niekursko - Gostomia - Wałcz - Machlin - Czaplinek - Stare Drawsko - Połczyn Zdrój - Rąbino - Biała Góra - Rzyszczewo - Białogard - Karlino - Gościno - Bogucino - Kołobrzeg - Sianożęty
Gminy (5): Karlino, Gościno, Dygowo, Kołobrzeg - obszar wiejski, Kołobrzeg - teren miejski


Dane wyjazdu:
259.23 km 0.00 km teren
11:30 h 22.54 km/h:
Maks. pr.:46.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Skromna jesienna wycieczka do Mielna.

Sobota, 18 października 2014 · dodano: 19.10.2014 | Komentarze 16



;