Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi starszapani z niewielkiej wsi pod Poznaniem. Z Bajkstatem wykręciłam do tej pory bagatela 59092.11 kilometrów. W terenie bujam się mało i tyle w temacie. Jeżdżę z oszałamiającą prędkością średnią 18.58 km/h i się wcale nie chwalę bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykręcone przed BS:
2011: 5009,92 km,
2010: 4070,83 km
rainbow toursStatystyki zbiorcze na stronę
mapa olkuszaPogoda w Polsce na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy starszapani.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Majówka 2016

Dystans całkowity:386.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:15
Średnia prędkość:8.94 km/h
Maksymalna prędkość:57.80 km/h
Suma podjazdów:5203 m
Suma kalorii:8637 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:96.71 km i 10h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
6.77 km 0.00 km teren
21:48 h 0.31 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 97 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Powrót z majówki.

Wtorek, 3 maja 2016 · dodano: 05.05.2016 | Komentarze 10

Powrót z przebojami (opóźnienie pociągu o 80 minut, w ścisku i tłoku jak sardynki w puszce) ale z miłym akcentem w postaci towarzystwa Marzenki od stacji Wałbrzych Główny i transportem autem przez Jurka :) Mój dług wdzięczności rośnie z postępem logarytmicznym ;) Dziękuję przepięknie :)
Zaliczone gminy (2): Jeżów Sudecki, Jelenia Góra.

Dane wyjazdu:
147.34 km 0.00 km teren
08:43 h 16.90 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2348 m
Kalorie: 3589 kcal
Rower:Delfinka

Majówka :)

Poniedziałek, 2 maja 2016 · dodano: 05.05.2016 | Komentarze 19

Dzisiaj już solo. Jurek musiał wracać do pracy. Ja natomiast, miałam jeszcze w planie dojazd do Szklarskiej Poręby skąd na drugi dzień chciałam wracać pociągiem do domu. Po wczorajszych problemach z noclegiem dzwonię z samego rana do przyjaciół spod Jeleniej Góry z pytaniem czy przyjmą moją skromną osobę w swoich progach w razie gdyby mi się nie udało znaleźć żadnej agro. Krzysiek szybko proponuje, żebym z Karpacza jechała od razu do nich i wracała pociągiem z Jeleniej. Super :) Nie widziałam Krzysia i Gosi już długi czas i bardzo się cieszę, że będę miała okazję z nimi pogadać :) Mam tym samym jeszcze większą motywację, żeby nie zamulać w trasie bo w gości w środku nocy nie wypada mi przybywać.




Żegnam się z Jurkiem. On leci w stronę Kłodzka, ja z kolei na Duszniki-Zdrój.



Trasa wytyczona przez Remika wiedzie bocznymi asfaltami.



Oczywiście w górę. Nagle asfalt się kończy i czeka mnie taka przeprawa:



Wtaszczam rower na samą górę i analizuję mapę. Na mapie widać wyraźnie szlak pieszy !!! O nie nie, nie mam zamiaru chodzić z ciężkim rowerem po Górach Stołowych. Zjeżdżam w dół i znajduję jakiś asfalcik, który z drugiej strony pagóra prowadzi mnie do Kudowy-Zdrój. Uffff :)



Zwiedzanie miasta odpuszczam przez (znowu) zbyt późny wyjazd i zaczynam podjazd do Karłowa.



Po 50 minutach mogę się ubierać na zjazd. Zresztą cały dzień minął mi na wiecznych rozbierankach przed podjazdem i przyodziewaniem się na zjazdy. Taki urok jazdy po górach jak się jest zmarzluchem ;)

Pod Szczelińcem tłumy ludzi. Nie dziwne, pogoda wyśmienita a Góry Stołowe przepiękne. Jestem tutaj kolejny raz w życiu, chociaż pierwszy na szosówce. Wracają wspomnienia....

Kilka fotek, zakup oscypków (sztuk 4) i w drogę.





Do Radkowa w dół, można odpocząć. A potem znowu pod górkę i tak w kółko ;)





Kolejny podjazd to Sokolica i Krajanów. Dłuży mi się, ale to wina kiepskiej nawierzchni i braku muzyki w uszach, od której jestem uzależniona gdy jeżdżę sama. Trudno. Zenek został w domu, trzeba jechać bez muzyki. Na szczycie wysyłam jeszcze smsa Remikowi, że go zabiję za te podjazdy. W odpowiedzi otrzymuję tylko wymowne "Hehe" ;)



Całą trasę staram się podzielić sobie na krótkie odcinki. Postój planuję dopiero pod tablicą z nazwą Głuszyca.







Kilka fotek i w drogę. Powoli wkraczam na teren Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich.











Kolejny podjazd....



..... i zjazd do Chełmska Śląskiego gdzie na Rynku uzupełniam płyny i kalorie.



Jeszcze tylko podjazd na Przełęcz Kowarską i już czuję bliskość Karpacza ;)















Na Rozdrożu Kowarskim urządzam przebieranki. Zakładam zimowe spodnie, drugie skarpety, ochraniacze neoprenowe, drugą kurtkę i czapkę (zamiast opaski). Tak przygotowana mogę zjeżdżać w dół :)





Jeszcze tylko ostatni podjazd i.....w końcu Karpacz :)



Zgodnie z umową dzwonię do Krzysia, że w końcu dotarłam. W Karpaczu jestem późno bo dopiero ok. 20:30 a do przyjaciół mam jeszcze sporo ponad 30 km. Na propozycję Krzysia, że podjedzie po mnie autem nie oponuję zanadto tym bardziej, że zależy mi na tym aby jak najdłużej porozmawiać sobie z przyjaciółmi :) Zgarnia mnie spod Biedronki i już po chwili mogę rzucić się w objęcia Gosi. Pan Domu serwuje mi makaron z sosem pomidorowym, a Pani domu kanapeczki, sereczki i wielki dzban z gorącą herbatą z cytryną i cukrem. Po sutej kolacji otrzymuję nawet zimne piwko. Żyć nie umierać :))))

Mimo, że ostatecznie do Szklarskiej Poręby nie dojechałam wystarczy mi świadomość, że fizycznie dałabym radę to zrobić. Wyjazd dał mi popalić ale ogólnie jestem zadowolona z kondycji (która oczywiście zawsze mogłaby być lepsza) ponieważ wyjeżdżając kompletnie nie miałam pojęcia jak mi będzie szło. Wszystkie podjazdy zrobiłam w siodle nie marudząc przy tym ani nie rzucając epitetami na lewo i prawo jak to drzewiej bywało ;). Przejechałam konkretną trasę napawając się przy okazji wyśmienitymi widokami. Pogoda dopisała, humory też, noga podawała bardzo przyzwoicie. Przez pierwsze dwa dni czas umilał mi Jurek, któremu należą się ogromne brawa :) Dzięki wielkie za świetne towarzystwo :D Niejednokrotnie uśmiałam się przez Ciebie do łez :D
Dziękuję również Krzysiowi i Gosi za przewspaniałą gościnę. Cudownie było znowu Was zobaczyć i porozmawiać !!! :)))) A ponieważ wiem, że będziecie czytać te słowa - zapowiadam się z ponowną wizytą w przyszłości ;) Dziękuję raz jeszcze za całokształt :)

Czytelnikom z kolei dziękuję za poświęcony czas na czytadełko wątpliwej jakości ;)

Trasa: KLIK

Zaliczone gminy (10): Lewin Kłodzki, Kudowa-Zdrój, Nowa Ruda - obszar wiejski, Głuszyca, Mieroszów, Lubawka, Kowary, Kamienna Góra - obszar wiejski, Podgórzyn, Karpacz.



Dane wyjazdu:
100.85 km 0.00 km teren
06:21 h 15.88 km/h:
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1650 m
Kalorie: 2669 kcal
Rower:Delfinka

Majówka :)

Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 05.05.2016 | Komentarze 12

Drugi dzień majówki to już nie przelewki. Przed nami zmagania z górkami Kotliny Kłodzkiej. Jest zdecydowanie chłodniej, wieje też dość mocny, chłodny wiatr. Wyjeżdżamy późno bo dopiero ok. 10. Nie lubię tak późno wyjeżdżać, zdecydowanie bardziej wolę wstawać wcześniej i ruszać skoro świt bowiem konkretny przebieg we wczesnych godzinach działa na mnie mobilizująco.
Na dzień dobry udajemy się w kierunku Strona Śląskiego fundując sobie podjazd na Przełęcz Puchaczówka.




Jurek wkrótce zostaje w tyle więc na Przełęcz wjeżdżam sama. Po drodze mija mnie dwóch górali, którzy krzyczą "szacun, gratki" :) Podkręcam tempo starając się utrzymać ich koło. 



Później odpuszczam, wolę jechać swoim tempem. Ale ciągle mam ich w bliskim zasięgu wzroku. Na górę wjeżdżam bez przystanku, na tyle wolno, że mogę jeszcze bawić się aparatem. Strzelam więc co jakiś czas fotki :)



Na górze jak zwykle od razu dzwonię do Jurka z pytaniem gdzie jest i czy jedzie. W końcu dociera na miejsce.



Zapada decyzja. Jurek zostaje i odpoczywa a ja jadę na sam szczyt Czarnej Góry. Jeszcze tylko kłótnia z J., który nalega, żebym zostawiła sakwę i jechała na lekko ale jestem uparta i wjeżdżam z całym majdanem. Nie ma to tamto ;) Jest to pierwszy podjazd, za który najchętniej ukatrupiłabym Remika. Wjechać się da ale zdecydowanie jest to droga na rower górski a nie na cienkie oponki. Mijane osoby muszą mieć ze mnie niezłą polewkę. Droga stanowi dziurawą mieszankę asfaltowo-gruntowo-szutrową. Jedzie się fatalnie ale całość pokonuję w siodle z czego jestem niezmiernie zadowolona :) 







Na szczycie niestety nie mogę napawać się widokami bo brama zamknięta jest na cztery spusty. Robię więc kilka fotek i asekuracyjnie lecę w dół.





Całość zajmuje mi jakieś 50 minut. Zgarniam Jurka z Przełęczy i pędzimy na złamanie karku w kierunku Bystrzycy Kłodzkiej. Trafia nam się nawet całkiem przyjemny płaski odcinek :)



Za Długopolem Górnym robimy krótki postój pod sklepem w celu uzupełnienia płynów i spalonych kalorii. Przed nami podjazd przez Gniewoszów.



Jadę jak zawsze wolno ale stałym tempem, oglądając się za siebie i mając Jurka ciągle w zasięgu wzroku. Docieram na wypłaszczenie i chowam się przed lodowatym wiatrem. Żałuję, że Jurek wiezie moją puchówkę ale dzięki temu ma chłop motywację, żeby się sprężać na podjazdach ;)



Przybywa na miejsce. Jeszcze chwilę delektujemy się widokami, ubieramy się, jemy, pijemy, gadamy i tak w kółko. Gdy zaczyna mnie telepać ruszamy w dalszą drogę.





Elegancko prujemy delektując się widoczkami. Czasami jednak potrzebne są zygzaczki ;)










Chwila odpoczynku pod kościółkiem ....



..... i w drogę. Przed nami już tylko wspaniała serpentyna w dół do samych Dusznik-Zdrój :) Tamże wpadamy do Restauracji w Parku Zdrojowym gdzie zamawiamy papu.



J. wciąga zupę pomidorową z makaronem i placki ziemniaczane po węgiersku, natomiast ja raczę podniebienie naleśnikami z serem. Do tego hektolitry gorącej herbaty z cytryną i cukrem. Wszystko smakuje wybornie i nawet J. w końcu pałaszuje aż mu się uszy trzęsą ;)



Nocleg planowaliśmy w Karłowie ale obsługa restauracji przestrzega nas, że na pewno nie będzie tam miejsc i lepiej poszukać czegoś w Dusznikach. A że w Restauracji codziennie o 19 odbywają się dancingi pomysł mi pasuje ;) Juras, co prawda, krępuje się tańcować w obcisłych galotach ale mówię mu, że ja przecież szpilek ze sobą i kreacji wieczorowej nie wiozę więc będzie mieć pajaca do towarzystwa. Trochę muszę włożyć wysiłku w namawianie go ale ostatecznie ulega (ot, cały ten mój urok osobisty) ;) :D Niestety w całych Dusznikach nie udaje nam się załatwić spania, a dopiero w oddalonej o kilka kilometrów Szczytnej,  więc z dylu-dylu nic nie wyszło (bu) ;) Nocujemy na polu golfowym, gdzie do swojej dyspozycji mamy cały domek (nawiasem mówiąc, szczerze polecam tę miejscówkę) a z balkoniku roztacza się przepiękny widok na góry ze Szczytnikiem jako wisienką na torcie.





A w domku - co najważniejsze - gorący prysznic, ogrzewanie na cały regulator i gruba pierzyna !!! :) Bo luksus w końcu każdemu czasem się należy :)

Relacja Jurka -> tamże
Trasa -> tutejże

Zaliczone gminy (5): Stronie Śląskie, Bystrzyca Kłodzka, Międzylesie, Duszniki-Zdrój, Szczytna.

Cdn....




Dane wyjazdu:
131.88 km 0.00 km teren
06:23 h 20.66 km/h:
Maks. pr.:57.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1108 m
Kalorie: 2379 kcal
Rower:Delfinka

Majówka :)

Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 04.05.2016 | Komentarze 19

Matko jedyna co to był za wyjazd. Do tej pory jeszcze dochodzę do siebie ;) 

Majówka odbyła się w bardzo spontanicznym stylu. W środę piszę do Jurka smsa z pytaniem co sądzi o trasie z Opola do Szklarskiej Poręby. Wyjazd w sobotę o barbarzyńskiej porze, noclegi na spontana tam gdzie dojedziemy. Odpisuje, że ze mną to On i na koniec świata pojedzie i że zawsze jest chętny, zwarty i gotowy ;) Pasuje mi taka odpowiedź niezmiernie ;) Daję jeszcze znać Remikowi ale okazuje się, że ma już niestety inne plany aczkolwiek bardzo chętnie zmodyfikuje mi trasę na odcinku od Lutyni do Szklarskiej. Tym samym funduje mi ponad 1000 m ekstra w pionie. Dzięki ;D

Do Opola docieramy z przebojami. Jeszcze na dworcu we Wrocławiu podczas transportu roweru ruchomymi schodami boleśnie tłukę sobie kostkę. Chwilę kręcimy się po mieście oglądając Amfiteatr i Rynek. Jest już późno bo przed 12 a przed nami trochę kilometrów więc szybko wyjeżdżamy z miasta i kierujemy się w kierunku Prudnika.





Fajnie się jedzie, pogoda wspaniała, wiatr trochę różny ale dajemy równym i turystycznym tempem. Po chwili robimy postój, Jurek najpierw sadzi w krzaki a potem pompuje mi koła. Gdy schodzę z roweru ledwo mogę chodzić, kostka mi spuchła i potwornie boli. Na szczęście mogę jechać, uffff :) Nie lubię chodzić, wolę jeździć więc mi to pasuje tak czy siak ;)



W Krapkowicach robimy postój na zakup koron (przydadzą się gdy wkroczymy do Czech i zakupimy trunek złocisty na wieczór)  oraz altacetu. Od teraz na każdym postoju smaruję obolałą kończynę.
Do Głogówka mamy takie o widoki:


A w samym Głogówku - takie:



Przez Prudnik i Głuchołazy tylko przelatujemy i wkraczamy na teren Czech. Zaczynają się pagóreczki i piękne widoczki :)



Na podjeździe w Mikulovicach przerwa serwisowa. Jurek skraca mi łańcuch o dwa oczka bo facet, który mi wymieniał napęd źle dobrał jego długość przez co nie mogę na podjazdach korzystać z aż 3 koronek. Po skróceniu łańcucha mogę kręcić na przedostatniej zębatce 28 i jakoś to wszystko idzie. Dobry chłop z tego Jurasa ;)



Podjazd wchodzi mi całkiem gładko, aż jestem sama zdziwiona bo jadąc na ten wypadzik sama nie wiedziałam czego się po sobie spodziewać.





Utrzymujemy całkiem ładną prędkość, chociaż powoli Jurek zaczyna słabnąć. Wykorzystujemy więc przerwę na zakup piwka w Vidnavie aby mógł odpocząć. W sumie to nie martwimy się o nocleg, bo od początku umawialiśmy się, że będziemy jechać do ok. 19 a gdzie zajedziemy tam poszukamy noclegu.



W końcu ruszamy na Javornik.



Niedługo czeka nas ostatni podjazd tego dnia na Przełęcz Lądecką.



Wciskam Jurkowi banana i umawiamy się, że jedziemy razem równym tempem. Co chwilę się odwracam patrząc czy Jurek za mną jedzie i przez jakieś 10 minut udaje mu się utrzymać koło. Po chwili zaczyna jednak powoli odpadać, umawiamy się więc, że robię podjazd bez postoju i czekam na niego na Przełęczy. Jak do pół godziny się nie pojawi to po niego zjeżdżam.



Podjazd robię wolno ale równomiernym tempem i jestem nawet całkiem zadowolona. Tym bardziej, że z przełęczy rozpościerają się piękne widoczki :)









Ubieram się ciepło ale niestety zimową puchówkę wiezie mi Jurek więc szybko zaczyna mnie telepać. Wkładam zimowe spodnie, drugą parę skarpet, czapkę, rękawiczki, wiatrówkę i przeciwdeszczówkę, jem, piję a na koniec uskuteczniam gimnastykę w postaci pajacyków, przysiadów i rozciągania byle tylko nie zamarznąć. W końcu pojawia się Mistrz Podjazdów ;) Brawoooo dla tego Pana :)



Jurek załatwia nocleg i po chwili możemy cieszyć się wspaniałym zjazdem do Lądka-Zdroju. Tamże robimy zakupy i udajemy się na kwaterę. Głosem nie znoszącym sprzeciwu nakazuję Jurkowi włazić szybko pod gorący prysznic a sama idę załatwić z Panią formalności i kupić makaron w pobliskiej knajpie. Chwila moment i już jestem na naszej "melinie" ;)



Reszta wydarzeń nie nadaje się do upubliczniania ;) 

Relacja Jurka -> tamże
Trasa -> tutejże

Zaliczone gminy (10): Opole, Tarnów Opolski, Gogolin, Krapkowice, Głogówek, Lubrza, Prudnik, Głuchołazy, Otmuchów, Lądek-Zdrój.

Cdn....


;