Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi starszapani z niewielkiej wsi pod Poznaniem. Z Bajkstatem wykręciłam do tej pory bagatela 59092.11 kilometrów. W terenie bujam się mało i tyle w temacie. Jeżdżę z oszałamiającą prędkością średnią 18.58 km/h i się wcale nie chwalę bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykręcone przed BS:
2011: 5009,92 km,
2010: 4070,83 km
rainbow toursStatystyki zbiorcze na stronę
mapa olkuszaPogoda w Polsce na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy starszapani.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:11865.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:605:57
Średnia prędkość:19.36 km/h
Maksymalna prędkość:77.25 km/h
Suma podjazdów:46778 m
Maks. tętno maksymalne:176 (93 %)
Maks. tętno średnie:135 (71 %)
Suma kalorii:33863 kcal
Liczba aktywności:88
Średnio na aktywność:134.83 km i 7h 07m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
101.32 km 0.00 km teren
06:13 h 16.30 km/h:
Maks. pr.:36.06 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czesia

Wyprawka kulinarno-slajdowa (1)

Sobota, 30 stycznia 2016 · dodano: 01.02.2016 | Komentarze 17

Od kilku dni z niecierpliwością wyczekiwałam soboty i wyjazdu na wyprawkę kulinarno-slajdową. Jak sama nazwa wskazuje spotkanie miało na celu wspólne gotowanie oraz pokazy zdjęć z wypraw rowerowych. Ponieważ zobowiązałam się do przygotowania szpinaketti (co nie spotkało się, na szczęście, ze sprzeciwem osób trzecich) do sakw załadowałam (prócz zwykłych gratów) co następuje: 1,5 kg makaronu, 1 kg szpinaku, 2 fety, 3 cebule, główkę czosnku, wyciskarkę, przyprawy i tak obładowanym rowerem ruszyłam z poślizgiem w stronę Lubiatówka. Już wcześniej byłam umówiona z Jurkiem, że spotkamy się w trasie i wspólnie trochę pokręcimy. Skoro świt wysyłam Jurkowi smsa, że piździ wiatrem nieziemsko, ale co to dla nas, damy radę.....i z obawą o to czy tak obładowana w ogóle dojadę, w końcu ruszam. Od samego początku jedzie mi się fatalnie. Wieje nieziemsko, sakwy ciążą, prędkość 10-16 km/h.....ogólnie masakra. Na szczęście w Lusówku spotykam Jurka, który, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, proponuje wymienić się rowerami ;)



Niestety jego szosa, choć lekka, jest na mnie za duża więc pomysł szybko upada. W końcu Stęszew, pierwsze uzupełnienie płynów i niestety znów w drogę. Jurek stara się jak może osłaniać mnie od wiatru ale na lekkiej kolarzówce co chwilę mi odskakuje więc i tak cały wiatr przyjmuję na siebie. W Witobelu w nadjeżdżającym z naprzeciwka rowerzyście rozpoznajemy Trollkinga. Uffff, jak dobrze, jest przynajmniej pretekst, żeby się zatrzymać i odpocząć ;) 




Miło się gadało i w sumie to bym tam mogła stać i gadać jeszcze z godzinę albo i dwie ;) ale czas naglił więc po chwili ruszamy każdy w swoją stronę. Kierujemy się na Pecnę i Czempiń, wiatr niby trochę z boku chociaż osobiście mam wrażenie, że wieje prosto w twarz.





I znowu krótki postój. Tym razem chowamy się w jakiś betonowych płytach przy drodze, nie wieje, jest ciepło, nie chce się ruszać. Kilometry do Czempinia zdają się nie ubywać, na licznik staram się już nie spoglądać by się nie załamywać. W końcu znowu postój - tym razem chowamy się w przykościelnej szopce :) Jest czas na papu i życiowe pogaduchy :)






Postój przeciągamy do granic niemożliwości. W końcu rozstanie. Jurek wraca po śladach do domu, ja uderzam na Śrem na szczęście z wiatrem w plecy. Jadę jak szalona, na liczniku 3 dychy, łykam kilku rowerzystów jadących na lekko, jednym słowem - nie jest ze mną aż tak źle :D W Śremie przedostatnie zakupy i dociążenie maksymalnie wypchanych sakw (tutaj kupuję piwko). Ostatnie niecałe 14 km z wmordewindem to walka o przetrwanie. Na szczęście przypomina mi się, że nie mam ze sobą oleju do smażenia - jest więc okazja, żeby kolejny raz zatrzymać się w przydrożnym sklepie i przy okazji odsapnąć (tym razem kupuję imbir, olej i pepsi wypychając skawy do granic możliwości). Chwilę gadam z miejscowymi, panią w sklepiku i ruszam na ostatnie kilometry. 



Do Lubiatówka przyjeżdżam wymordowana ale szybki, gorący prysznic szybko stawia mnie na nogi. Dziewczyny już w garach. Zjeżdżają się kolejni wyprawkowicze. Kąpiele, rozmowy, picie, jedzenie, gotowanie i tak w kółko. Z każdą godziną na stół wkraczają kolejne potrawy i kolejne trunki ale jakoś dajemy radę :D



Rozpoczynają się prelekcje (niektóre niezwykle szczegółowe). Wytrzymuję jakoś do 1 w nocy. Biorąc pod uwagę pobudkę o 4:30 to i tak nieźle ;)





Niestety nie posmakowałam wszystkiego więc ograniczę się do opinii tego co wrzuciłam na ruszt:

Pomidorowa Magdy - bomba. Całą drogę powrotną żałowałam, że sobie nie odlałam do termosu :)
Dal Marg - skosztowałam ryżu z warzywami - pyszotka :)
Placki Iwo - obłędne.
Racuchy LajtRoverwki - do porannej kawy jak znalazł :)
Szpinaketti - bez znacznego wkładu Waxa i Średniego w jego powstanie to danie straciłoby sens ;) I nawet Wax się przy tym rozczulił i popłakał ;)
Ciasteczka Magii - czemu się tak szybko rozeszły? Ostały mi się tylko dwa :((((
Hummus w kolorze gipsu francuskiego Martwej - ciekawe doświadczenie językowe dla mego podniebienia :)

Podziękowania dla:

Pani Szefowej (Magfa) - za zgrabną koordynację spotkania :)
Prelegentów (Iwo, Marg, Robert, Wax) - za wyczerpujące (szczególnie Robert) relacje i piękne zdjęcia :)
Waxa i Średniego - za nieocenioną pomoc przy garach - liczę na podobną następnym razem ;)
Średniego - za mleko do kawy, porannego pączusia z serem i marcepanka na drogę powrotną, który w Stęszewie uratował mi życie ;)
Michała - za piwko - obiecuję rewanż ;)
Cinkowi - za śmieszne teksty :)
Magii - za pogaduchy :)
Podjazdy - za prognozy pogody :)
Grupki odjazdowej (Magfa, Podjazdy, Agnieszka, Pączek, Jacun, Wilk), z którą w niedzielę dotarłam do Mosiny.
Wszystkich razem wziętych za wspaniałą atmosferę :)

Bardzo miło mi było spotkać osoby wcześniej już poznane oraz nowe i mam nadzieję - do następnego spotkania.

Serdeczne pozdrowienia kieruję również w stronę Tomka - liczę na wspólny wypadzik nad morze letnią porą. I żeby nie było, lipcia możemy zabrać ze sobą jak będzie grzeczny ;)

Zaliczone gminy (2): Czempiń, Brodnica.

Dane wyjazdu:
41.87 km 0.00 km teren
04:05 h 10.25 km/h:
Maks. pr.:29.87 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Tlenik

Zimowa Warmia (3)

Niedziela, 17 stycznia 2016 · dodano: 01.02.2016 | Komentarze 4

Ostatni wyjazd rowerowy na warmińskiej ziemi to wypad do Olsztyna. Zimno, dużo śniegu, zaliczona jedna gmina (Olsztyn) i jedna gleba w drodze powrotnej :)
Kilka fotek:





















Dane wyjazdu:
53.93 km 0.00 km teren
05:19 h 10.14 km/h:
Maks. pr.:32.41 km/h
Temperatura:-9.8
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Tlenik

Zimowa Warmia (2)

Sobota, 16 stycznia 2016 · dodano: 22.01.2016 | Komentarze 14

Dzisiejsza wycieczka zaplanowana była do Łańska w okolice granicy Warmii i Mazur z naciskiem na teren i zero asfaltu. Drogi w dużej części okazały się mocno wyślizgane i oblodzone przez co tempo jazdy było bardzo powolne i asekuracyjne. Widoki mieliśmy przepiękne. Warto było jechać tyle km z domu, żeby pojeździć w tak pięknej scenerii :) 

Startujemy chwilę po 9 i od razu kierujemy się w lasy warmińskie.




Już po dwóch kilometrach czeka nas spacerek po lodowisku. Szybko wskakujemy jednak z powrotem na rowery.







Dalsza wycieczka robi się już rowerowo-piesza. A to potężny lód na drogach (a opony z kolcami spokojnie sobie czekają u Sąsiada w domu) a to śniegu powyżej kostek. Nie sposób czasami jechać a i prowadzić rower bywa ciężko.









W końcu decydujemy się na skrócenie pierwotnej trasy wybierając zielony szlak pieszy. Szlak ten okazuje się w dużej części nieprzejezdny więc ponownie zmuszeni jesteśmy prowadzić rowery. Znaczy się kto prowadzi (ja) ten prowadzi ;)











Wkraczamy do rezerwatu Las Warmiński, a tam na szlaku, pośrodku niczego spotykamy kolegę :) Walczy ze śniegiem podobnie do nas. Chwilę rozmawiamy i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę.



Jestem już cała zamarznięta, ale przy życiu trzyma mnie perspektywa wieczornej sauny ;) Częściowo na rowerze, częściowo pieszo, zaliczając 4 gleby, już mocno po zmroku, docieram do domku :)





Tam, upragniona sauna, siusiu, paciorek i spać ;)

Zaliczone gminy (2): Olsztynek, Purda.



Dane wyjazdu:
42.26 km 0.00 km teren
03:15 h 13.00 km/h:
Maks. pr.:35.81 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:351 m
Kalorie: kcal
Rower:Tlenik

Zimowa Warmia (1)

Piątek, 15 stycznia 2016 · dodano: 19.01.2016 | Komentarze 13

Miałam tę przyjemność spędzić fantastyczny weekend na Warmii w niewielkiej wsi pod Olsztynem. Oczywiście zabrałam ze sobą rower :) W planach było trzaskanie zimowych kilometrów i zaliczanie przy okazji gmin w województwie warmińsko-mazurskim, w którym mnie jeszcze na rowerze nigdy nie było. Niestety pogoda (mróz) i brak przygotowania technicznego (brak kolców) szybko zweryfikowały te plany. Opony z kolcami zamówiłam jeszcze przed wyjazdem, jednak kurier pojawił się z nimi 4 godziny po moim wyjeździe. Chcąc nie chcąc zabrałam ze sobą Tlenika licząc na to, że dużego oblodzenia nie będzie. Szybko przekonałam się na własnej skórze jak bardzo się myliłam ;)


Wyjazd krótko po 6 rano, dzięki czemu o 13 jesteśmy już na rowerach. Kierunek - jezioro Wulpińskie i Gietrzwałd, częściowo szosą w ramach rekonesansu warunków na drogach, częściowo terenem (a może i asfaltem, ale z racji zasypania dróg śniegiem, nie bardzo było wiadomo po czym się jechało).











Do Gietrzwałdu docieramy nieśpiesznym tempem, co chwilę ślizgając się na śniegu. Frajdy jest co nie miara. Na miejscu chwila odpoczynku, gorąca herbata z termosu i drożdżówka.





Powrót zachodnią stroną Jeziora Wulpińskiego by grubo po zmroku dotrzeć do "domku" :)




Fajna wycieczka, sporo śniegu, lekki mróz no i łagodne pofalowanie terenu. Czego chcieć więcej? :)

Zaliczone gminy (2): Stawiguda, Gietrzwałd.

Dane wyjazdu:
61.37 km 0.00 km teren
04:23 h 14.00 km/h:
Maks. pr.:39.24 km/h
Temperatura:-8.6
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czesia

Uznam.

Niedziela, 3 stycznia 2016 · dodano: 04.01.2016 | Komentarze 2

Mimo siarczystego mrozu wybraliśmy się dzisiaj z Yoshkami na krótką wycieczkę po wyspie Uznam. Punkt pierwszy to punkt widokowy Zirowberg.










Krótki postój na gorącą herbatkę nad jeziorem przywraca nam krążenie w zmarzniętych dłoniach i stopach ;)





A dalej gdzie jedziemy to już same Yoshki wiedzą, ja kręcę potulnie za przewodnikami i nie marudzę bo nie mam powodu :D




W Benz koniecznie musimy się ugrzać.


W Ahlbeck koniecznie muszę zrobić zdjęcie mola.


Na granicy Yoshko koniecznie musi zrobić zdjęcie starszej ;)


Jest również czas na grupowe selfie :D


A z rana....pakowanko i śmig na prom i PKP. Kilka godzin w pociągu ze szwankującym ogrzewaniem, grzejąc się przez pół drogi w śpiworze, docieram w końcu do swego domostwa :D



Dane wyjazdu:
27.31 km 0.00 km teren
01:39 h 16.55 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czesia

Nowy Rok w Świnoujściu.

Piątek, 1 stycznia 2016 · dodano: 03.01.2016 | Komentarze 4

Udaliśmy się z Yoshkami na imprezę klubową. Zbiórka o 12 na promie. Panie i Panowie bardzo eleganccy. My i nasze rowery również ;)






Szampańskie nastroje dopisują :)


Rozgrzani noworoczną atmosferą udajemy się na krótką przejażdżkę po Świnoujściu. 








Jeszcze pamiątkowe zdjęcia na rynku i oddajemy się innym, niż rowerowe, rozrywkom ;)




Dane wyjazdu:
100.40 km 0.00 km teren
04:47 h 20.99 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Świąteczne kółeczko :)

Piątek, 25 grudnia 2015 · dodano: 25.12.2015 | Komentarze 2

Udało mi się wygospodarować kilka godzin na rower, które od razu postanowiłam wykorzystać aby dokręcić do 15 tysięcy. Wyjechałam o 9 na moją standardową trasę do Obrzycka. Kawałek za Obornikami wyprzedza mnie kolarz, pyta dokąd jadę i proponuje, żebym wsiadła mu na koło. Cieszę się niezmiernie bo czeka mnie z 20 km pod wiatr. Długo jednak na tym kole nie wytrzymuję, jedziemy obok siebie i gadamy :D Nawet nie wiem kiedy docieramy do Obrzycka gdzie robimy postój na punkcie z widokiem na Wartę. Postanawiam zmienić swoją trasę i towarzyszyć Gracjanowi do Szamotuł i Obornik. Na wjeździe do miasta spotykamy jeszcze jego kolegów z teamu. Zjeżdżamy w dół, chwilkę rozmawiamy, żegnamy się i wracam do domu. W drodze powrotnej w Objezierzu spotykam jeszcze raz kumpli Gracjana, którzy trenują tutaj podjazdy. Eryk namawia mnie na zrobienie z nimi chociaż raz podjazdu a mnie namawiać specjalnie do takich rzeczy nie trzeba ;) Chłopaki szybko znikają mi z horyzontu - gdy wykańczam podjazd, oni już dawno zjeżdżają w dół :D. Żegnam się z sympatycznymi panami i docieram do domku dokręcając kilka kilometrów do pełnej stówki ;)
Serdeczne podziękowania dla Gracjana za bardzo miłe towarzystwo na trasie :))) 

Dane wyjazdu:
220.07 km 0.00 km teren
07:41 h 28.64 km/h:
Maks. pr.:45.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:526 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Z Kotkiem na mleczko łowickie :)

Środa, 11 listopada 2015 · dodano: 11.11.2015 | Komentarze 12

Umówiłam się z Marzenką na szybką trasę z wiatrem do Łowicza. 3 noc z rzędu zarwana więc gdy budzik dzwoni o 5 rano nie wiem nawet jak się nazywam. Ratuję się kawą, szybko pakuję graty do samochodu i pędzę do Swarzędza. Śniadanie jem po drodze. Gdy podjeżdżam na dworzec kolejowy Marzenka już kończy szykowanie roweru. Startujemy ok. 7:20. Marzena od razu zapodaje mocne tempo, jakieś 35 km/h, za mocne jak dla mnie, nawet mimo silnego wiatru. Potrzebuję z pół godziny, żeby się rozkręcić, może ciut dłużej. Lecimy krajówką DK92. Staram się jak mogę usiedzieć na Kocim kole, chociaż nieziemsko chlapie spod kół, co średnio mi odpowiada.
Szybko docieramy do Strzałkowa – miasta „przyjaznego rowerzystom”. Mija nas radiowóz, po chwili zatrzymuje się. Policjant nakazuje nam jechać ścieżką rowerową (która notabene pozostawia wiele do życzenia) i grozi mandatem 300 zł (swoją drogą wg kodeksu drogowego chyba groziło nam tylko 50 na łebka, ale pewności nie mam). Jedziemy kawałek ścieżką i po jakimś czasie wracamy na szosę.


Gdzieś w trasie łapie nas deszcz, ale olewamy zakładanie kurtek przeciwdeszczowych. Zakładamy tylko osłony na kask. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo i tak jest w istocie, drugi raz deszcz łapie nas przed Łowiczem. Niestety drogi cały czas mokre, ciągle chlapie spod kół, w pewnym momencie chlapie nawet błotem. Wyglądam jak po jakimś maratonie MTB.
Co jakiś czas Marzena zatrzymuje się, żeby wydmuchać nos, męczy ją rozkręcające się przeziębienie. Mam wówczas czas, żeby nieco zwolnić do 26-27 km/h i trochę odsapnąć ;) Ale gdy tylko mnie dogania nadaje tempo 33-35 km/h. W jednym miejscu ciśniemy nawet 45 km/h i z taką prędkością wyprzedzamy traktor.



Pierwszy postój Pani Kierownik zarządza nieco za Goliną. Pijemy kawę, a ja w kibelku suszę koszulkę. Drugi postój (za Kotem – chyba w Kłodawie) na uzupełnienie płynów. Trzeci zaś za Kutnem, gdyż nieco opadam z sił. Nie jestem w stanie utrzymać 3 dych. Jemy, pijemy i w drogę. Te pół godzinki dobrze mi robi, moce powracają. Nadziwić się nie mogę kondycji Kota, nie czuje żadnego zmęczenia. Co za kobieta :)


Docieramy do Łowicza....

...kupujemy bilety i sztuczną herbatę z automatu. Uskuteczniamy też przebieranki, Marzena ubiera suchą koszulkę, puchówkę i kurtkę, ja – kurtkę narciarską. Połączenie powrotne nie jest najgorsze. Szybko docieramy do Kutna gdzie godzinną przerwę na pociąg do Swarzędza wykorzystujemy fundując sobie w dworcowej kafejce po dużej zapiekance z rukolą i po dzbanku gorącej herbaty. W następnym pociągu dopada nas jakiś gość, bardzo gadatliwy. Gada i gada, ciągle o rowerach, trochę przynudzał, trochę nie. Podjarany Marzenki przełajówką na maksa. W końcu wysiadł a na jego miejsce wsiedli inni podejrzani ludzie. Żeby umilić nam czas czytam na głos rowerowe opowieści z pewnego bloga. Śmiejemy się do rozpuku. Potem chyba Kot przysypia. Wysiadamy w końcu w Swarzędzu. Jeszcze tylko załadować rower do auta i mogę wracać do domku.
Dzięki Marzenka za kolejną fajną wycieczkę :)

Zaliczone gminy (20): Kostrzyn, Nekla, Września, Strzałkowo, Słupca - teren miejski, Słupca - obszar wiejski, Golina, Konin, Krzymów, Kościelec, Koło - teren miejski, Koło - obszar wiejski, Grzegorzew, Kłodawa, Chodów, Krzyżanów, Bedlno, Zduny, Łowicz - obszar wiejski, Łowicz - teren miejski.

Dane wyjazdu:
75.86 km 0.00 km teren
03:40 h 20.69 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:207 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Koniec sielanki.

Niedziela, 8 listopada 2015 · dodano: 08.11.2015 | Komentarze 0

Koniec sielanki, Kot się zbuntował czyli wietrzna rzeźnia.

Zrobiłyśmy z Marzenką małe kółeczko po okolicy. Niewiele km co prawda, ale wiatr nas porządnie w trasie wytarmosił. Marzenkę bardziej bo siedziałam jej tradycyjnie na kole.
Najpierw kierujemy się do Obornik gdzie w kawiarence robimy postój na kawę i porządne ciacho.

Później przez Oborniki pod wiatr do Obrzycka z jednym postojem na punkcie widokowym z widokiem na Wartę.




Po 25 km docieramy do Obrzycka. Tutaj obowiązkowo fotka.


Odbijamy w stronę Ostroroga i w końcu z wiatrem lecimy do domku. W końcu koniec tej rzeźni :)


No i tyle z opowieści.

Dane wyjazdu:
228.41 km 0.00 km teren
09:52 h 23.15 km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:714 m
Kalorie: kcal
Rower:Delfinka

Sielanka.

Sobota, 7 listopada 2015 · dodano: 07.11.2015 | Komentarze 26

Siedzę w fotelu bujanym, robię na drutach i gmeram nogą Kota :D

Wybrałam się na wycieczkę z Marzenką do Laskowic Pomorskich. Po zarwanej nocce ciężko mi się wstaje o 5 nad ranem, ale zbieram się bez marudzenia. Wyjeżdżamy chwilę po 6 gdy na dworze panuje jeszcze szarość. Cieszymy się, że nie pada, ale po kilku kilometrach niestety łapie nas deszczyk. Pierwszy postój więc i pierwsze przebieranki. W przybierającym na sile deszczu jedziemy jakieś 40 km. Okazuje się, że nie tylko kurtka przeciwdeszczowa puściła ale też i worki w butach nie dały rady, przez co jedzie mi się kiepsko. Obie jesteśmy kompletnie przemoczone więc zatrzymujemy się więc w Biedronce (chyba w Ryczywole). Marzenka robi zakupy – słodycze i po dwie pary suchych skarpetek. Robimy niezłe zamieszanie przy kasach, ale najważniejsze, że po tych przebierankach jest nam ciepło i przede wszystkim sucho. Gdy wychodzimy ze sklepu na szczęście już nie pada. Co jakiś czas łapie nas delikatna mżawka ale tragedii nie ma.




Jedzie się całkiem dobrze. Zatrzymujemy się dopiero w Łobżenicy na Orlenie. To ta sama stacja, na której w maju schroniłyśmy się przed deszczem w trasie do Rzeczenicy. Niestety tym razem kaloryfery nie działają więc nie ma za bardzo jak się ugrzać.


Szybko dopadają nas mgły i zaczyna się ściemniać. Jedziemy w zasadzie bez postojów, zatrzymujemy się jedynie na kilka zdjęć.




Po ciemku docieramy do Laskowic Pomorskich, kupujemy bilety na pociąg i wbijamy do przydworcowej mordowni. Trochę śmierdzi rozlanym piwem i papierochami, strach też dotknąć stolika, żeby się do niego nie przykleić. Marzenka zamawia zapiekankę a ja wdaję się w rozmowy z tubylcami. Raz dwa i jesteśmy w pociągu powrotnym do domku.

Dzięki Marzenka za wspólną wycieczkę :) Jak zawsze warunki były wymagające :D

Zaliczone gminy (9): Więcbork, Sępólno Krajeńskie, Kęsowo, Gostycyn, Tuchola, Cekcyn, Śliwice, Osie, Jeżewo.


;